piątek, 25 grudnia 2009

Święta

Po kilkunastu godzinach jazdy w kilkunastostopniowym mrozie dotarliśmy do PL, gdzie świętujemy kilkanaście dni. Oczywiście, że w rezultacie przybędzie kilkanaście kilogramów tu i ówdzie, ale od czego jest Nowy Rok, jeśli nie od noworocznych postanowień poprawy, ćwiczeń i wyrzeczeń, więc przed latem powinno być ok.

Mamy Wigilię za sobą, okazało się, że wszystkie dzieci były grzeczne i trafiło się im to i owo. Może być kłopot z przetransportowaniem tego do domu, ale skoro już jest cieplej, możemy co dłuższe i większe zabawki wystawić przez okno.

Maks pierwszy raz widział pływające karpie w wannie a tata pierwszy raz wysyłał karpie do krainy wiecznych łowów. Na szczęście Maks nie dopytuje, co się stało z rybkami, a tacie apetyt dopisuje jak co roku.

W imieniu Maksa i karpi życzę Wam spokojnych Świąt, nieco szaleństwa w Nowy Rok i bezbolesnego powrotu do poświąteczno-wakacyjnej rzeczywistości.

czwartek, 17 grudnia 2009

Nie wolno rzucać


Dojrzewanie niesie za sobą najbardziej niespodziewane doświadczenia i nie odwołuję się tutaj do trądziku czy mutacji, bo te zjawiska społeczeństwo akceptować musi bezwarunkowo. W końcu trądzik spłynie z twarzy niezależnie od jego leczenia lub nie, a mutacyjny sopran zostanie zastąpiony przez kontrabasowe dudnienie.

To, z czym trzeba się zmierzyć to bunt, wściekłe przeciwstawianie się dorosłym, zbyt długie włosy, zbyt krótkie włosy, kolczyk w nosie, kolczyk w d…, ślepa złość, która przysparza samych kłopotów. Maks właśnie teraz przechodzi dojrzewanie (o dobre 10 lat za wcześnie) bez fizycznych oznak, ale zachowanie wskazuje na bunt absolutny. Nieskończone non!, które pojawia się czasem już po przebudzeniu i o czym zdaje się już Wam wspominałem. Nowy element to zachowanie pierworodnego w żłobku. Pod nieobecność Diego, który zdaje się przeskoczył do przedszkola, Maks dzielnie walczy o tytuł Le terrible de la creche (powiedzmy: żłobkowy super rozrabiaka) i ponoć ma duże szanse na złoto.

Wczoraj przed wyjściem ze żłobka siedział na karnym krześle, bo ‘przerzucał taboret z jednego pomieszczenia do drugiego’. Skąd taki pomysł, skoro w domu rzucamy najwyżej piłeczką pingpongową?

Albo dzień wcześniej w drodze do domu Maks zaczyna:
- Emilia płakała.
- Dlaczego płakała?
- Maksio rzucił klockiem Emilkę.
- W Emilkę, mówi się rzucić klockiem w kogoś… Rany Maks! Nie wolno rzucać klockami w dzieci!
- Nie wolno rzucać klockami w dzieci. Maksio wyrzerzucał klockiem, nie wolno Emilkę klockiem… dzieci… nie wolno... O!!! Ale duuuuzia kopara!!!

niedziela, 13 grudnia 2009

Dawniej 'lokotototywa'


Przed pójściem spać Maks życzy sobie wysłuchać dwie bajki. Pierwsza to Mała Żółta Książeczka. Rymowana, krótka, zapada szybko w pamięć, dlatego czytamy na spółę: ja jeden wers, Maks drugi.

Sprawa się komplikuje przy drugiej lekturze. Do niedawna było pod górkę, bo no stop musieliśmy przerabiać jedynego Franklina, jaki do nas trafił. Po paru tygodniach zaczęliśmy go dramatycznie skracać, z około 7-8 minut, przez 5-minutówkę do rekordowych 2 minut. Wystarczy najpierw nie czytać co drugiego zdania (pewnego słonecznego dnia mała żółwinka wybrała się...), a potem w ogóle pomijać całe, mniej ciekawe fragmenty (droga nad jezioro zajmuje cały dzień...). Być może nie jest to dobry przykład dla Maksa, bo jak będzie czytał Orzeszkową, to w naturalny sposób opuści opisówkę, czego nauczyciele mogą nie zaakceptować.

Na ratunek pośpieszył nam Tuwim i jego nieśmiertelna Lokomotywa (dawniej Lokotototywa). Jaka to radość dla taty zmierzyć się z tym wierszem, najpierw powoli, jak żółw ociężale, potem ruszyła maszyna i potem turkoce i puka i stuka, ciągnie ze czterdzieści lat minęło wagonów, których nie uniosłoby nawet 1000 Pudzianów, tłusta oliwa i pot spływa, to tak to, to tak to, to tak to, to tak...
Pięć minut po wyjściu z pokoju Maksa, zza drzwi dobiega jego głos: Cięęęężka, ogroooomna... uffffff - jak gorąco...

sobota, 5 grudnia 2009

Kto pyta, nie błądzi

Dziatwa na około człapiąca, pełzająca, skacząca i zasmarkana powoduje, że budzą się we mnie pytania, na które niestety nie zawsze dostaję odpowiedź. Np.:
- dlaczego Maks zanim usiądzie na nocniku, ustawia go przodem do toalety?

- dlaczego mały Adam potrafi nie wysiadać podczas kilkunastogodzinnej podróży samochodem, a jego mała siostra Zośka nie może przejechać paru kilometrów na spokojnie, jeśli nie trzyma taty za rękę?
- dlaczego mały Mikołaj smutnieje na widok gości w swoim domu, a Maks w takiej samej sytuacji gości olewa i idzie się bawić gdzie indziej?
- dlaczego Mateusz (rówieśnik Maksa) kupę robi do ubikacji oszczędzając przy tym roboty tacie Mateusza, a nie tak jak Maks do nocnika, co wymaga od taty Maksa wielkiego poświęcenia?
Zwłaszcza na to ostatnie chciałbym znaleźć odpowiedź, ale na razie się nie udaje.

Po stronie plusów przy okacji jutrzejszego święta wypada zapisać, że Maks w odróżnieniu od piątkowego Mikołaja w żłobku, tego dzisiaj (nie wiadomo, skąd się znalazł na imprezie u małego Mikołaja, ale jeden z wujków spotkał go na korytarzu) nawet polubił i podziękował za prezent staropolskim merci.
Czuwaj!