wtorek, 27 kwietnia 2010

Franklin

Ci z Was, którzy nie znają Franklina, nie wiedzą, ile tracą. Nie jest to bowiem zwykły żółw. Ten przemiły koleś pojawił się (zapewne) po suto zakrapianej imprezie, w której brała udział Paulette Bourgeois– autorka Franklina. Jak inaczej moglibyśmy wytłumaczyć fakt, że żółwik lepiej się bawi z niedźwiedziem niż ze ślimakiem, z którym jako jedynym mógłby się ścigać w realu. Ktoś odpowie: przecież Franklin jeździ na hulajnodze, więc w czym problem? Ano w tym, że nawet w cyrku żółwie nie stają na dwóch nogach i nie paradują z parasolem!

W naszym domu Franklin dostarcza wiele radości. Oczywiście Maksiowi, który nie kładzie się spać, bez spożycia dawki jednego Franklina. W ramach akcji ‘poczytaj mi mamo’ mama na zmianę z tatą zaczytują się wieczorami w tej PASJONUJĄCEJ lekturze. Obie babcie zauważyły Maksiową fascynację i przy okazji wizyty na obczyźnie przywożą kolejne tomy. Wielkie dzięki babcie!

Maks z łatwością zapamiętuje już po kilku dniach kolejnego Franklina. To cieszy, ale nie do końca. Spróbujcie ominąć choć jedno słówko podczas lektury. A przy "Franklin i noc pod namiotem" co raz pojawia się ziewnął miś, ziewnął królik. Doczytać do końca strony bez stuktrotnego ziewnięcia nie sposób.

Z odsieczą przyszedł ostatnio niezastąpiony Tomek i przyjaciele. Kupiliśmy mu książeczkę, która ma mały głośnik i wgrane melodie z ulubionego serialu Maksa. Kiedy ja kładę się z ziewającym Franklinem, Maks łapie za książkę z Tomkiem i jak DJ puszcza kawałki. Kiedy zauważyłem, że w tym czasie Franklin przestaje się liczyć, zacząłem opuszczać co piąte, czwarte zdanie. Bez problemu. Dzień później czytałem pierwszy i ostatni wers na stronie.
Ostatnio "Noc pod namiotem" trwa pomiędzy najwyżej 25 sekund, "Skarb jeziora" nieco krócej.

niedziela, 11 kwietnia 2010

...

Po raz pierwszy chciałem, żeby Maks obudził nas przed niedzielnym świtem, zanim jeszcze kogut otworzy lewe oko i wyda z siebie zachrypnięty głos.
Obydwaj dali nam pospać i dopiero przed ósmą z podkrążonymi oczami wylądowałem przed telewizorem z dziwną nadzieją, że po 24 godzinach uda się jednak wylądować.

Jest nam przykro.