Z kolei drugi wirtualny Zbigniew był niemal na wyciągnięcie ręki. Znajomy moich rodziców na początku lat osiemdziesiątych nosił przyciemniane okulary, dłuższe włosy (pozostałość po bujnych latach siedemdziesiątych). Za każdym razem, kiedy do nas przychodził, prosiłem go, będąc przekonanym, że to Wodecki, o odśpiewanie mojej ulubionej "Pszczółki Mai". Przez dobry rok lub dwa zwodził mnie chrypką, kaszlem, póki mi mama nie wyjaśniła, że o żadnym śpiewaniu mowy być nie może.
Na cały tydzień rzuciło tatę na zieloną wyspę, co tłumaczy brak wpisów na blogu. Tradycyjnie Maks z tęsknoty zachorował na chwilę, ale może chodziło o to, że wpadli dziadek z babcią i chciał nieco odsapnąć od żłobka. Maksio po krótkim pobycie w domu zaczął nareszcie mówić 'samolot' zamiast 'lalolot' albo 'avion' i to zapisuję na końcie tegotygodniowych wygranych.
przykład przedsiębiorczych Irlandczyków - najważniejsze, to szeroki wachlarz wzajemnie uzupełniających się usług
Jest i porażka. Podczas pobytu na wyspie, tata dowiedział się przez przypadek, że pewien Zbigniew pracujący w XYZ zdecydował się na zmianę imienia na Oscar, aby współpracownikom łatwiej było się do niego zwracać. Przypomniał mi się wtedy wujek Boniek i znajomy Wodecki.
Zrobiło mi się przykro w ich imieniu, stąd mój apel do Zbigniewa (Oscara): Zbychu, nie pękaj!
2 komentarze:
podobienstwa do znanych osob (nie tylko ze swiata sportu, kultury, ale i polityki) to chyba w Waszej rodzinie dosc powszechne :")
Kaśka, nie zaczynaj. Przecież wiadomo, że ja to ja, a tamten to tamten...
Prześlij komentarz