Nie powiem, takim synem jak Maks trzeba się chwalić. Pokażcie mi dziecię w jego wieku, które recytuje co wolno, a czego nie wolno robić dzieciom. Jedna z ulubionych książeczek Maksa (czyli taka, którą przynajmniej przez tydzień "czytał" od deski do deski), to zbiór zachowań - jak by powiedział jeden taki - wysoce nagannych i niepożądanych przez starszyznę.
Zapytajcie Maksa, czym grozi machanie widelcem przy stole: "no bo chłopcyk wbił widelcyk dewtynce w oko". Albo dlaczego nie powinno się zaglądać do pralki: "no bo chłopcyk wpadł do środka i potem płakał."
Ale najlepsze jest rozwinięcie starego porzekadła, że przy jedzeniu się nie gada... Wczoraj przy kolacji:
MAMA: "co robiliście dzisiaj z Richardem?"
MAKS: "nie powiem Ci, bo mam pełno w buzi"
MAMA: "dobrze synku, to poczekam"
MAKS: "no, nie mogę Ci powiedzieć, bo przy jedzeniu się nie gada, bo się w brzuszku źle układa" - trajkoce Maks z wypchaną po nos buzią.
MAMA: "dlatego mówię, że poczekam, aż zjesz..."
MAKS (ze łzami w oczach): "ale nie mogę powiedzieć, bo mam pełno w buzi!!!" - ciągnie bez końca Maks wymachując widelcem, bo przecież dziewcynki i tak nie ma w pobliżu.
2 komentarze:
nie jeden Maks lubi "czytac" te ksiazeczke. Bruno tez potrafi zawiesic sie nad nia i analizowac kazdy przypadek zlych manier. ciekawe ... kiedy i jak wykorzystaja swoje doglebne analizy :))
no, to się zbiera powoli fanklub książeczki zwanej u nas "Co nie wolno" ;-)
taka postawa u nowego pokolenia przywodzi mi na myśl "Tango" Mrożka, choć to z pewnością nadinterpretacja lub też hiper-cośtam, nei pamiętam, jak to określiła pani S.-Z. (z tych S.)
Prześlij komentarz