Pomimo wielkiej sympatii dla tworczosci Mieczyslawa Fogga, jesienia (a sprawdzcie w kalendarzu, ze lato sie skonczylo!) wolimy jablka od roz. Co roku na przelomie wrzesnia i pazdziernika jedziemy do wielkiego sadu je zrywac. Zabawa jest przednia, bo mamy taczke, na ktorej siedzi Maks i dosc brawurowo manewrujemy bo jablecznych alejkach w poszukiwaniu najsmaczniejszych jablek. Najczesciej przyjezdzamy w towarzystwie, tym razem tylko tata&maks - Felkowi jablka by i tak nie zasmakowaly...
Zgarnelismy 17kg - za to sie placi. Dodatkowo zjedlismy kilka, tak ze kolacji nie trzeba robic i zatrzymujemy sie na placu zabaw. Maks skacze, zwisa, wspina sie, husta i zjezdza. Mnie po tych jablkach jest troche niedobrze i leze na laweczce. Ptaki cwierkaja, na polu jakas krowa muczy, nie jest w sumie zle.
1 komentarz:
maksio jak zwykle sliczny :)
Prześlij komentarz