Maks lubi wodę. W tym tygodniu rozpoczęliśmy kurs pływania dla niemowlaków i z pewnością trafiłby na podium w swojej grupie. Z tatą byłoby gorzej, bo już na samym początku lekko go podtopiłem. Nie zauważył tego w ogóle, bo ma chłopak dryg do pływania. Już widzę go oczyma wyobraźni, z barami szerszymi od Pudziana, ze złotym medalem na szyi, odbierającego bukiet kwiatów z rąk zgrabnej i uśmiechniętej dziewczyny. Grają Mazurka Dąbrowskiego, a my z mamą wzruszeni na trybunie pozujemy do zdjęć fotoreporterom.
Od czasów małyszomanii wiemy, jak duży wpływ na występy sportowca ma psychika, umiejętność opanowania nerwów, tzw. siła spokoju (również hasło z kampanii wyborczej sprzed kilkunastu lat). Myślę, że jeśli tylko popracujemy nad psychiką Maksa, mamy szansę wyhodować prawdziwego delfina. Początek jest przecież obiecujący. Najbliższą olimpiadę już odpuściliśmy, bo Maks jest mały, a poza tym bierzemy swój odwet za Tybet; ale już za kilkanaście lat...
Martwi mnie tylko konkurencja. Łukasz opowiadał, że jego Rysio (rocznik Maksa), na podobnych zajęciach na basenie, w którymś momencie najzwyczajniej w życiu zasnął. Ot tak, po prostu. To się nazywa prawdziwa siła spokoju.
1 komentarz:
Mam nadzieję, że dożyję złotych medali! Już teraz trzymam kciuki! :-)
Prześlij komentarz