Najgorsze zabawki (dla rodziców) to te, które, karmione bateriami, wydają z siebie dźwięki lub melodie. Oczywiście zawsze grają wtedy, kiedy nie powinny, np. w samochodzie podczas wyprzedzania, albo wieczorem przy wyłączonym świetle. Pamiętam, jak mnie kiedyś wystraszył chrapiący miś w dużym pokoju, kiedy wchodząc po omacku nadepnąłem na niego.
Kiedy kupowaliśmy urodzinową świeczkę na tort, nie przypuszczaliśmy, że to też grająca pułapka. I to jaaak grająca! Przy delikatnym muśnięciu świeczki zaczyna fałszować 'Happy birthday' - w kółko 10 razy.
Na szczęście powiał wiaterek w ogródku i świeczka zgasła szybko, słychać było jedynie brzęk szkła, szum drzew i Maksa, którego Lotta uczyła szwedzkiego. Skubany szybko podłapuje język wikingów i, tak przynajmniej mówił Ove, brzmi jak mały Szwed. Do perfekcji opanował słowo 'titta' - 'patrz' i udowodnił przy okazji wyższość nad bobasami ze Skandynawii.
Ponoć tamtejsze dzieci zaczynają od tego słowa uczyć się mówić. Proszę, proszę... a Maks w międzyczasie opanował już tyle innych słów: mama, tata, pa, baba. No i najlepsze: bam. Ma chłop klasę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz