piątek, 22 sierpnia 2008

Podróż

Parę tygodni temu wyjechaliśmy na wakacje. Spakowaliśmy tylko 400kg bagażu i Maksa, który nie chciał sam zostać w domu. A szkoda, bo podróże z dzieckiem dzielą się na: krótkie (do 4km) i długie (powyżej 4km). Albo inaczej: przyjemne (spokój, cisza, ptaków śpiew) i męczące (wrzask, płacz, buczenie).


Maksio należy do dzieci sypiających niechętnie w samochodzie, przynajmniej za dnia. Dlatego tym razem postanowiliśmy sprawdzić go w nocy, bo podróż w rodzinne strony to znacznie więcej niż 4km. Godzinę, przy kojąco-bujającej jeździe od lewej do prawej, z relaksującą muzyką i matczynym głaskaniem, zajęło nam uśpienie gada, który o tej porze w domu dawno by spał. I to do rana! Tyle, że w domu nie ma korków na autostradzie o północy! A że Maks budzi się, kiedy prędkość przelotowa spada poniżej 150km/h, jechaliśmy – tudzież staliśmy na tej potwornej autostradzie – gaworząc we trójkę. I tak kilometr za kilometrem…
Jazda w nocy jest nudna i dłuży się, że hoho. Po takiej drodze byliśmy zmęczeni wszyscy. Maks, bo nie spał. Mama, bo negocjowała z nim. Ja, bo prowadziłem nasz okręt.

Nie myślę jednak ze strachem o kolejnych podróżach, bo zauważyliśmy, że Maksa ciągnie do motoryzacji. Wychodzi ze swojego fotelika podczas każdego przymusowego postoju i łapie za kierownicę. Po cichu zakładam, że kiedy pojedziemy na święta, to będzie zmieniał za mnie biegi, a wtedy przynajmniej ja się wyśpię.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Generalnie, co wiadomo od zawsze, im szybciej tym lepiej :-) Pomimo wysokich prędkości, przechyłów w foteliku i opadającej raz w lewo innym razem w prawo głowy, takie warunki do spania są najlepsze. Oby nie stać.