Okazuje się, że Maks to taki mały Stefek Burczymucha. Odważnie kroczy naprzód nawet w ciemnościach, kiedy w bezpiecznej odległości idzie tata, albo mama. W wannie kręci piruety nie przejmując się ryzykiem rozwalenia głowy. W kuchni nie boi się sięgnąć po talerz ciepłej zupy i wylać go na siebie, pardon, wziąć na klatę.
Ale od kilkunastu dni, lękliwie reaguje na szczekanie okolicznych psów. Kiedy wychodzi do ogródka i zauważy go pies sąsiadów naszych sąsiadów, którego dzielą od nas 2 płoty, Maks staje po jednym szczeknięciu, zakrywa oczy i ryczy.
Najgorsze jednak, że nawet w domu może się przestraszyć. Maks, znany z super czujnego snu, zrywa się w sekundę słysząc swojego ulubieńca buszującego w ogródku. Lecimy do niego, a on w amoku: 'Cieka aja, hoł hoł!'. Jak mawia stare przyszłowie - nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego co dać ci może sąsiadka.
Sąsiadom serdecznie dziękujemy.
1 komentarz:
Gdybyście mieli chociaż wiatrówkę... :P
Prześlij komentarz