Maks też chciał uczcić tę niezwykłą okazję i postanowił wygrać w konkursie „Największy maruda we wsi”. Człowiek by mu nieba przychylił, a ten jak stare kalesony, krzywi się, wyje, robi tę swoją słodką podkówkę, gniewnie potrząsa głową i grozi małymi piąstkami. W przerwach uśmiecha się tylko po to, żeby nie można go było z czystym sumieniem udusić. Spryciula. W piątek w nocy, kiedy się wyjątkowo rzucał, myśleliśmy, że tęskni za Szwedką. W sobotę i niedzielę nasz spokojny zazwyczaj syn przeszedł samego siebie. Poszedłby jeszcze dalej, ale ma dopiero 7 miesięcy. Aaaa, właśnie, w niedzielę stuknęło mu 7/12 roku. Sto lat!
Z ulgą zobaczyliśmy, że ostatecznie padł; wymęczony, rozżalony. I trochę szkoda, bo właśnie wieczorem widzieliśmy w telewizji idealny pomysł na fetowanie urodzin dzieci i młodzieży. Do butelki z colą trzeba wrzucić parę mentosów i zakręcić. Taka butelka po chwili leci jak rakieta w górę na kilkanaście metrów. Latem poćwiczymy strzelanie spod domu do ogródka po drugiej stronie. Dam głowę, że jak postrzelamy, to nie będzie marudził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz