Nam jest tu ciepło.
A na plaży (w niedzielę) Maks znalazł takiego mini krabika:
Biedaczek nie miał jednej nóżki. Maks sugerował interwencję rekina, ale ja tam nie chcę w to wierzyć.
No wlaśnie, jesteśmy tu, gdzie ciepło. Temperatura w nocy spada do 20st C, a za dnia rośnie do 26-28. Ideał. Na dodatek morze, pardon: ocean (Maks mnie ciågla strofuje, że Atlantyk to ocean) raczy nas ciepełkiem w okolicach 23-24 st. Jest dobrze. Jest ciepło.
Ale na poczåtku tak nie było. Przesiadka w Filadelfii opóźniona, bo musieliśmy dotankować po drodze (sic!). Zabrakło paliwa!!!! Lot do Miami bez nas, a my zamiast pocić się na południu na kość zamarzaliśmy w Filadelfii. Wiecie, że to tutaj boksował Rocky?!!!!!
Ale, ale. Bez marudzenia. Następnego dnia wsadzili nas do samolotu, a że mało miejsc, trafiliśmy do pierwszej klasy:
O, a tak startujemy:
Klient sprawdza oparcie fotela:
Odezwiemy się później.
Tymczasem dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz