sobota, 16 stycznia 2010

Przerwa

Chociaż Maks zna już większość liter - biję się w pierś, jeśli nie wierzycie, to przy najbliższym spotkaniu sami sprawdźcie - to w naszym duecie tataimaks, to ja piszę, a on cwaniak udaje, że nawet nie wie, co to blog.

Obowiązki, które spadły na biednego tatę ostatnimi czasy sprawiają, że przez najbliższe parę tygodni nie będzie w stanie opisywać tej barwnej rzeczywistości, w jakiej przyszło nam żyć. Wyjdziemy na prostą pod koniec lutego.

Pozdrawiamy
tataimaks

wtorek, 12 stycznia 2010

Góra Cy, czyli wujek Chemik poleca

Po konsultacji z Maksem zdecydowałem się pójść na łatwiznę i zamiast kolejnego wpisu na blogu, skopiować dowcip przesłany przez wujka Chemika, by ostał się dla potomnych. Bo to kawał dobrego folkloru!
Serdeczne podziękowania dla wujka Chemika!


Turysta przychodzi do knajpy w Zakopanem, siada przy barze i pyta:
- Barman, co polecisz do picia?
- Ano, panocku, drink Góra Cy.
- Jak to Góra Cy? dopytuje się turysta.
- Widzi pan, bierzemy sklanecke wina. No dwie. Góra cy! I wlewamy do
garnka. Później bierzemy sklanecke piwa. No dwie...
Góra cy! I wlewamy do tego samego garnka. Następnie
sklanecke wódecki... dwie, no góra cy...! I wlewamy do tegoż
samego garnecka. Na koniec bierzemy sklanecke koniacku. No dwie.
Góra cy...! I wlewamy do garnka. Garnek stawiam na ogniu i miesając
gzejemy cas jakiś. Później nalewamy i pijemy sklaneckę, dwie, no
góra cy! Po wypiciu wstajemy, robimy krocek, dwa, no góra cy...

czwartek, 7 stycznia 2010

Ciacho

Mamy farta do żłobka, bo jest kameralny, z miłą kadrą pedagogiczną i kuchnią dostępną dla dzieci. Oczywiście tylko te starsze mogą pomagać w pichceniu, na dodatek na koniec muszą to same zjeść.

Lokalna tradycja każe dzieciom w żłobku w Święto Trzech Króli upiec galette des Rois (ciasto królów). Udało nam się je skosztować, bo ciasto piekli po południu i Maks musiał jeszcze ciepły wypiek zabrać do domu. Przygotowuje się je z ciasta francuskiego, do klasycznej wersji wrzuca migdały, zdarza się, że jest z tartymi jabłkami.

Największą atrakcją jest jednak element niejadalny – historycznie była to, zdaje się, fasolka – obecnie najczęściej jakaś mała figurka, na którą można się nadziać, zajadając ciasto. Ten, który na nią natrafi, zostaje obwołany królem dnia! Inna sprawa, że oprócz ryzyka, jakie poniósł (można uszczerbić ząb), to zgodnie z tradycją, następne ciasto stawia właśnie ten szczęśliwiec. Prawdziwie taty zezowate szczęście.