środa, 30 kwietnia 2008

Idziemy do żłobka

Oczywiście, że podstawową komórką społeczną jest rodzina. Maks jest tego świadomy, ma kłopoty ze zdefiniowaniem swojego miejsca w szeregu, ale wie, że jest mama i tata i że ma być grzeczny. A jak wyjrzeć za okno, to co widać? Społeczeństwo.


Od poniedziałku przysposabiamy Maksa do życia w stadzie. W tym tygodniu zostawiamy go po pół dnia w żłobku, póki jest jeszcze babcia. Musi się przyzwyczajać stopniowo do nowej rzeczywistości, a poza tym z babcią wyjdzie na spacer albo posiedzi w ogródku. Ale po niedzieli – pełna dniówka. Dadzą mu jeść, położą spać, będzie się bawił z innymi dziećmi, pozna fajną dziewczynę i w ogóle będzie git. Choć, jak spojrzeć na mamę, to nie bardzo. Te trzy dni kosztowały ją więcej niż udział w zawodach w strongmanów w zastępstwie Pudziana. Chodzi zasmucona, kierownica w samochodzie zachlapana łzami już chwilę potem, jak go odstawi do żłobka. Ech...

A przecież właśnie zaczyna się dla nas najlepszy okres. Przede wszystkim, choćby nie wiem jak Maks się buntował, nie jest w stanie dać nogi stamtąd. Do domu ma 5 km, tego nawet na miękkim dywanie nie byłby w stanie przeraczkować. No, a my? Nareszcie możemy się podzielić odpowiedzialnością za wychowanie młodego człowieka, tym samym zyskać wspaniałą wymówkę, że zrobiliśmy co w naszej mocy, żeby wyrósł na porządnego człowieka, a to żłobek zrobił z niego twardego, zimnego jak kamień gangstera. Co za ulga.

niedziela, 27 kwietnia 2008

Teoria spaceru 3


Jak już człowiek wyjdzie na dwór, to od razu można odetchnąć. I nie chodzi bynajmniej od ucieczkę od domowego zgiełku, niewyspanej żony albo odwiedzającej Maksa babci. Po prostu, warto napełnić płuca świeżym powietrzem. Dlaczego? A czy trzeba komuś tłumaczyć, dlaczego warto jeść świeżą rybę?

Odkąd mama sprezentowała tacie iPoda, spacer z Maksem to prawdziwa muzyczna uczta. Maks może drzeć się w niebogłosy, marudzić, sapać, a ja jazz, blues i pod górkę rock'n'roll. Bateria wystarcza na długie godziny, znacznie dłużej, niż jakikolwiek nasza trasa. A bywają długie, bo teraz z Maksem spaceruję tylko w weekendy.

Zgodnie z zasadą: "nie straszne nam deszcze i burze" spacerujemy nawet na przekór pogodzie. A nie trudno u nas o kiepską aurę. Najgorzej jest wtedy, kiedy wiatr dymie, bo postawiona osłonka to jak wielki żagiel i wózek Maksa gna jak 'Dar Pomorza'. Jeśli tylko jedziemy w dół, to mamy z górki na pazurki. Całą wieś ostatnio przeleciałem i na szczęście udało się przed przejazdem kolejowym złapać syna. Ależ te wózki szybkie robią teraz.

Próbowałem ostatnio oszacować kilometry przejechane Maksiowózkiem. Wynik już teraz musi wyjść czterocyfrowy, bo się nie oszczędzałem. Widać to zresztą po wytartym bieżniku. Zastanawia mnie tylko, że jak do tej pory, na tyle przejechanych kilometrów, nie było nam dane poznać tego miłego uczucia, które znam z opowieści innych tatusiów, że oto młode kobiety wprost przepadają za młodymi tatusiami na spacerze z niemowlakiem. Nie mówię, zainteresowanie jakieś jest, tyle że średnia wieku pań, które nas zaczepiły wynosi gdzieś tak ... 70. No to jak to jest?

wtorek, 22 kwietnia 2008

Rak

Fakt, że ostatnio mieliśmy z Maksem mało czasu na pisanie bloga. A to dlatego, że Maks zaczął raczkować na maksa. Spodobało mu się to na tyle, że nie przeszkadzają mu poobijane kolana, ani zimna podłoga. Byle naprzód. I kiedy tylko jestem w domu, to latam za synem, pilnując żeby se gdzieś łebka nie rozwalił.

Przygotowania do raczkowania trwały kilka tygodni, bo Maks szybko opanował pozycję na czworakach. Nie wiedział tylko, jak skoordynować ruchy rąk i nóg. Któregoś dnia babcia bawiła się z nim na dywanie i skusiła go do raczkowania swoją komórką i czterema pilotami do różnych sprzętów. Wtedy ruszył ... i od tamtej pory ani myśli się czołgać. Czołganie jest najwidoczniej passé.

Najgorzej jest teraz zmieniać pieluchę, bo nasz mały smark obraca się w milisekundę i chce uciekać. Trzeba mu podać przynajmniej dwa czasoumilacze i błyskawicznie zapiąć pieluchę. Nie ma nic złego w tym, że pogania sobie z gołą pupą po domu, ale co w przypadku, gdy mu się zachce?

Prawdziwym zbawieniem dla rodziców, czy babć, które chwilowo kontrolują na zmianę wyczyny Maksa w ciągu dnia, jest kojec. Jeżeli chcesz zrobić sobie kawę, pojść do łazienki, czy w ogóle wyjść z pokoju, to najpierw musisz włożyć Maksa do klatki. Zawiesiliśmy kartkę 'nie karmić zwierząt' i konsekwentnie posiłki wydajemy i spożywamy w kuchni.
Za słoiczki Maksa jak i ten kojec, zapłaciłem mastercard. No, a te chwile wytchnienia ... bezcenne.

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

Order uśmiechu


9-cio miesięczne dzieci rozpoznają bez problemu twarze swoich rodziców. Jeśli nie wszystkie, to dam głowę, że przynajmniej 98 na 100 cieszy się na widok mamy lub taty.

Kiedy pojawiamy się w domu po pracy, Maks po całym dniu z babcią wita nas szerokim uśmiechem. Właściciele psów wiedzą dobrze, że na powitanie pieski merdają ogonkami, a Maks wymachuje nogami i rękami. ‘Ooo, to ten koleś, co mnie podrzuca pod sufit i do znudzenia powtarza "uchu, w górę lecimy!". Ooo, a ta babka obok daje mi pogryźć swoje sutki rano i wieczorem. Ale fajnie, ileż mogę pogryzać zabawki. Jeju, ale się cieszę!’

Taka serdeczność ze strony malucha to miód na serce rodziców. Przestaje być słodko, kiedy dziecko wczepi się na nogę i nie pozwala np. mamie pójść do łazienki. Oby tylko Maks potrafił dawkować nam to swoją miłość.

Znamienne, że uśmiech Maksa jest większy na widok mamy. Zapomniał już to całe dobro, jakiego zaznał ode mnie podczas urlopu wychowawczego, mały skubaniec. Najwidoczniej siła piersi z pokarmem jest nie do pokonania. Dlatego obmyśliłem sobie już batalię o order uśmiechu i jak tylko mama odstawi za parę tygodni ostatecznie swoją pierś, ja będę serwował mu codziennie łyżeczkę lub dwie zdrowego, zimnego browarka. No, zobaczymy na czyj widok wtedy będzie kręcił ogonem.

sobota, 12 kwietnia 2008

Aparat


Od kiedy Maks jest z nami, bezustannie focimy. Nie jestem pewien pisowni tego czasownika, ale tak Słowacy mówią zamiast naszego ‘robimy zdjęcia’. Zwięźle, krótko. O ile prostszy język, co? Zamiast ‘jeździć na łyżwach’ mówią ‘korculovat’, ‘jeździć na nartach’ = ‘lyzovat’. Ale chwila, nie o ekonomice języka miałem pisać, tylko o zdjęciach.

Przyjście na świat Maksa było doskonałym pretekstem do zakupu porządnego aparatu z obiektywem dłuższym od typowej wędki, matrycą z bilionem pikseli i kartą pamięci, na której zmieściłyby się wszystkie mikrofilmy IPN. Najlepiej robić zdjęcia Maksowi przy użyciu trybu sportowego, bo porusza się szybciej niż piłkarze Primera Division.

Problem w tym, że ten aparat nie ma rozmiarów kieszonkowych i nie zawsze jest z nami wtedy, kiedy potrzeba. Dlatego na każdą okazję i każde pomieszczenie w domu mamy jakiś dodatkowy sprzęt, gotowy do użycia w przeciągu sekundy, góra dwóch. Np. nasz pierwszy aparat, którym można zrobić całkiem przyzwoite (te nieprzyzwoite też) zdjęcia i krótkie filmiki.

‘Na w razie czego’ obydwoje z mamą jesteśmy wyposażeni w komórki z aparatem, no, bo nigdy nie wiadomo, co ciekawego zdarzy się na spacerze, albo na zakupach. Kamera w laptopie, dzięki której Maks może pokazać się swoim dziadkom, jest idealna do robienia zdjęć dzieci tłuczących grzechotką po klawiaturze komputera.
Z kolei przy użyciu cyfrowej kamery nagrywam zmierzwioną czuprynę Maksa podczas zabawy w kojcu. Koledzy przekonali mnie, że musi być HD, bo inaczej nie zobaczę każdego włosa oddzielnie. Wśród miliona jakże potrzebnych mi funkcji, kamera nagrywa w nocy bez lampy, przy czym obraz przypomina film z nocnych akcji policyjnych – idealne do sfilmowania nocnych Maksa wędrówek.

To zrozumiałe, że jako czujny rodzic, chcę mieć możliwość utrwalenia kolejnych sukcesów Maksa. Mam zdjęcia z pierwszego spaceru z mamą. Nagrałem już jego pierwsze raczkowanie. Czekam na pierwsze kroki, pierwsze kopnięcie piłki, pierwszy samodzielny posiłek rozrzucony łyżeczką po całej kuchni, pierwszą kupę na nocniku, czy pierwsze ‘tata’, bo na razie ciągle ‘mama’ i ‘mama’. A potem tylko czekać jak powie ‘daj mi apalat’ i będę miał z głowy to całe fotograficzne wariactwo. Oczywiście najpierw będę musiał to nagrać.

środa, 9 kwietnia 2008

Pływak

Najszersze bary mają pływacy. Na każdej olimpiadzie któryś z nich staje się bohaterem igrzysk, zwłaszcza, że w przeciwieństwie do skoczków o tyczce, mają szansę zdobyć po 10 medali.

Maks lubi wodę. W tym tygodniu rozpoczęliśmy kurs pływania dla niemowlaków i z pewnością trafiłby na podium w swojej grupie. Z tatą byłoby gorzej, bo już na samym początku lekko go podtopiłem. Nie zauważył tego w ogóle, bo ma chłopak dryg do pływania. Już widzę go oczyma wyobraźni, z barami szerszymi od Pudziana, ze złotym medalem na szyi, odbierającego bukiet kwiatów z rąk zgrabnej i uśmiechniętej dziewczyny. Grają Mazurka Dąbrowskiego, a my z mamą wzruszeni na trybunie pozujemy do zdjęć fotoreporterom.

Od czasów małyszomanii wiemy, jak duży wpływ na występy sportowca ma psychika, umiejętność opanowania nerwów, tzw. siła spokoju (również hasło z kampanii wyborczej sprzed kilkunastu lat). Myślę, że jeśli tylko popracujemy nad psychiką Maksa, mamy szansę wyhodować prawdziwego delfina. Początek jest przecież obiecujący. Najbliższą olimpiadę już odpuściliśmy, bo Maks jest mały, a poza tym bierzemy swój odwet za Tybet; ale już za kilkanaście lat...

Martwi mnie tylko konkurencja. Łukasz opowiadał, że jego Rysio (rocznik Maksa), na podobnych zajęciach na basenie, w którymś momencie najzwyczajniej w życiu zasnął. Ot tak, po prostu. To się nazywa prawdziwa siła spokoju.

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Słownik

Maks to prawdziwa ciekawska dusza. Coraz odważniej poznaje otaczający go świat wykręcając głowę. To niesamowite, ale potrafi okręcić głowę o 180 stopni, żeby tylko zobaczyć coś, co go zaintrygowało. Czegoś takiego nie potrafią nawet chińskie gimnastyczki. W trosce o rozwój mojego syna i właściwe rozumienie świata, opracowałem słownik. Poniżej kilka przykładowych terminów:

Gadżet – zabawka dla taty, którą tata kupuje pod pretekstem wychowania lub opieki nad synem. Np. nowy aparat, albo kamera.

Krzyk – hałas dobiegający z otworu gębowego. Idealnie, jeśli poza godzinami nocnymi (patrz ‘Noc’) i tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach np. spotkanie oko w oko z tygrysem w lesie.

Noc – (dla dzieci) czas pomiędzy 20 a 7. Idealnie, jeśli wypełniony w 100 proc. nieprzerwanym snem.

Praca – tajemnicze zajęcie, któremu oddają się mama i tata za dnia. Warto pozwolić im wypocząć po pracy i przed pracą (patrz ‘Noc’).

Stopery – zatyczki do uszu, które umożliwiają przetrwanie nocy (patrz ‘Noc’) z Maksem pod jednym dachem. Należy uważać, aby nie wcisnąć ich zbyt głęboko.

Wanna – miejsce, w którym się myjemy, a nie siusiamy.

Wiosna – jedna z pór roku, charakteryzująca się opadami śniegu, zwłaszcza wtedy, kiedy tata zmieni opony na letnie.


Teraz pozostaje mi tylko wydrukować słownik i zawiesić go nad jego łóżeczkiem, choć jeszcze nie umie czytać. Albo nie, wrzucę mu pod poduszkę, tak jak robiło się to przed klasówką z fizyki.

piątek, 4 kwietnia 2008

Nocne Maksa wędrówki

Uwaga! Uwaga! Podajemy rozkład jazdy na najbliższe godziny:
00:27
00:50
01:45
02:40
03:37
Mniej więcej tak mógłby wyglądać rozkład jazdy nocnych pociągów z kuszetkami na Hel. Tymczasem to rozkład jazdy nocnej Maksa, który nie daje się przekonać, że dzień jest do zabawy, noc do spania.


Maks co noc budzi się kilkakrotnie, przy czym jest to częściowe przebudzenie, na moje oko 30-40%. To oznacza, że nie otwierając oczu, zaczyna gadać, obracać się na brzuch (jeśli spał na plecach) i wstawać na czworaka. Pozycja na czworaka, o czym wie wielu dorosłych, umożliwia rytmiczne kołysanie, a w przypadku Maksa jednoczesne stukanie głową w konstrukcję łóżeczka. To ostatnie przekłada się na wzmożoną aktywność dzwiękową poprzez dudnienie oraz piski szczęścia i nieszczęścia (na przemian).

Jeśli tylko Maks zrezygnuje z tej zabawy, od razu rozpocznie swoje nocne wędrówki. I byłoby wszystko w porządku, gdyby nie rozmiary łóżeczka. Standardowe 70 na 120cm nie pozwala na organizację maratonu, co najwyżej na 60 przez płotki. Bywa, że Maks okręcając się zablokuje się i rozpłaszcza nos na siatce z boku (łóżeczko turystyczne, bez drewnianych szczebli).
Być może szło by mu lepiej, gdyby okręcał się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, ale trudno oczekiwać od malucha takiej wiedzy.

Ponieważ zostałem w domu dzisiaj z Maksem i babcią, mama jeszcze przy śniadaniu zapowiedziała, że następną noc zostawia dla mnie i będzie spała na sofie, żeby raz w tygodniu się wyspać. Od rana przygotowuję Maksa do Wielkiej Zmiany. Próbuję go zahipnotyzować i jak mantrę będę powtarzał do trzeciej w nocy: dzień jest do zabawy, a noc do spania. A nuż się uda mi zdrzemnąć przed śniadaniem.

zdjęcie z archiwum rodzinnego
Maks ma ok. 10 dni i śpi długo