niedziela, 23 września 2012

Jesienne jablka

Pomimo wielkiej sympatii dla tworczosci Mieczyslawa Fogga, jesienia (a sprawdzcie w kalendarzu, ze lato sie skonczylo!) wolimy jablka od roz. Co roku na przelomie wrzesnia i pazdziernika jedziemy do wielkiego sadu je zrywac. Zabawa jest przednia, bo mamy taczke, na ktorej siedzi Maks i dosc brawurowo manewrujemy bo jablecznych alejkach w poszukiwaniu najsmaczniejszych jablek. Najczesciej przyjezdzamy w towarzystwie, tym razem tylko tata&maks - Felkowi jablka by i tak nie zasmakowaly...

Zgarnelismy 17kg - za to sie placi. Dodatkowo zjedlismy kilka, tak ze kolacji nie trzeba robic i zatrzymujemy sie na placu zabaw. Maks skacze, zwisa, wspina sie, husta i zjezdza. Mnie po tych jablkach jest troche niedobrze i leze na laweczce. Ptaki cwierkaja, na polu jakas krowa muczy, nie jest w sumie zle.

czwartek, 20 września 2012

Silacz

Ile razy jako maly chlopak napinalem bicepsy, moj tata zwykl je chwalic wyrazeniem "jak piety u bociana".
Niespecjalnie mnie to peszylo, zwlaszcza widzac rozbawienie na jego twarzy. Po latach sam musze sprawdzac bicepsy syna i zamiast do bociana, czesciej je przyrownuje do dzielnego rycerza, komandosa, karateki, strazaka i paru innych sztangistow, triathlonistow.

Najbardziej jednak dziala na wyobraznie Maksa postac ninja. Zwlaszcza odkad dostal po wakacjach (w nagrode za to ze byl grzeczny i dzielny - w koncu ponad 3.5 tygodnia bez rodzicow) klocki lego z takimi malutkimi ninja(ami?). Przez okragly tydzien musialem zawsze przed sniadaniem wysluchac o jego ninjowych snach, a przede wszystkim zdecydowac, ktorym ninja chcialbym byc. Niebieskim - ktory razi pradem, wiec zwie sie rowniez "pradowym", ogniowym - to zdaje sie czerwony, czy zoltym albo diabli wiedza jakim jeszcze. Super zabawa, zapewniam Was.

Kiedy jechalismy dzis do szpitala, powiedzial, ze Julek - kolega z klasy - mial urodziny.
- Zaspiewaliscie mu 'sto lat' - pytam.
- Tak. I wiesz, zlozylem mu super szybkie zyczenia.
- ???
- Powiedzialem je tak szybko, ze jakby ktos mrugnal okiem, to ja juz bym skonczyl, tak szybko, naprawde.
- A czego mu zyczyles?
- Zeby zostal ninja i zdobyl wielki zamek.

Jakos nie mialem odwagi zapytac o kolor...

Feliks

Od wtorkowego popoludnia Maks jest juz starszym bratem.
Tuz przed druga urodzil sie Feliks, chlopina o 54 cm dlugosci, waga polciezka, oczy - jak to u kazdego niemowlecia - niebieskie.
Mama i Feliks i reszta gangu czuja sie dobrze.

poniedziałek, 17 września 2012

Caly ten cyrk

Kto nie pil w ostatnich dniach czeskich trunkow z latwoscia zauwazy, ze ponad 5 lat minelo od naszej wizyty szpitalnej, w czasie ktorej na swiat przyszedl Maks. Z niewyraznych - czas leci - wspomnien taki scenariusz na jutro sie rysuje. Rano ja po sniadaniu, mama bez, jedziemy do szpitala. Tam mierza cisnienie 120 razy, tak zeby wyszlo 120 na 70. Potem rozbieraja mame, choc rownie dobrze ja moglbym to zrobic, ale jak juz personel szpitala ma wyplate, to niech i ma zajecie. Mama dostaje przecudnej urody pizamke, zdjecie w ktorej moznaby bez problemu zamiescic w kobiecej prasie w dowolnej rubryce np. Reportaz 'Na balu celebrytow', albo Porady cioci Ziuty czyli co ubrac, a czego nie na stodniowke, albo dla tych o silnych nerwach 'Przemoc w rodzinie'.
Jak juz sie zwolni stanowisko wydawania potomstwa, jak dotad w szpitalu nie ma samoobslugiwych stanowisk tak popularnych w niektorych sklepach, zaczna mame czarowac. Maja swoje metody na wyciagniecie z niej informacji na temat prawdziwej wagi, po to zeby dawka uspokajacza byla wlasciwa i przypadkiem w trakcie otwierania suwaka nie wybiegla z sali.
Kiedy juz wszystko bedzie gotowe, tzn. sala i mama, odnajda mnie na korytarzu i zapytaja w lokalnym narzeczu, a potem w bardziej zrozumialym jezyku, czy aby na pewno mam wykupiony bilet w pierwszym rzedzie, bo przedstawienie zaraz sie zaczyna. Kiedy pokaze im ostatnio oplacone faktury i wyciag z banku potwierdzajacy wykupienie rocznego zapasu pieluch wpuszcza mnie do srodka zastrzegajac, ze jakbym sie mial zle poczuc, to wylatuje szybko za drzwi (ktos mi pewnie pomoze, bo za drzwiami ciagle bede na terenie szpitala) - bo co jak co, ale to jest teatr jednego aktora.
Potem usiade za parawanem kolo mamy wystraszony bardziej od niej bo bez znieczulenia (przed poludniem nie wypada) i na szczescie nie zdazymy jeszcze zaplanowac najblizszych swiat, jak juz bedzie po wszystkim.
Taaaa...
Wtedy sie zacznie.

niedziela, 16 września 2012

Ostatni spacer

Oczywiście żaden to ostatni nasz spacer, bo takich przed nami, zwłaszcza w najbliższych miesiącach, całkiem sporo. Ale pewnie wczoraj ostatni raz byliśmy w takim składzie. To znaczy właściwie byliśmy w pełnym składzie, ale... nie wszyscy mogli się cieszyć z ostatnich pewnie letnich promieni słonecznych. 
Od wtorku będziemy już wszyscy się w końcu widzieli.
Jeszcze tylko trzeba podjąć finalną decyzję.
Jakie imię?


środa, 12 września 2012

Co u Mario?

Ten wielki na obrazku - to Bauzer. Koleżka w czerwonej czapeczce to oczywiscie Mario, obok niego kolega, którego nie widziałem, ale z opisu wiadomo, że to Luigi. W klatce księżniczka Peach, a może Beach?
Tę ilustrację przygotował wczoraj Maks specjalnie dla mamy, bo ona w ogóle nic nie wie na temat Super Maria, więc muszę jej wszystko pokazać.
Wprowadziliśmy powakacyjne porządki i teraz Maks może grać tylko i wyłącznie w sobotę i niedzielę - i to nie więcej niż do godziny dziennie. Oczywiście jemu to nie wystarcza, bo przy każdej rowerowej wycieczce przerabiam z nim tę jego zabawę: "Zadaj mi pytanie dot. Maria, a ja Ci udzielę wyczerpującej odpowiedzi". Spróbujcie kiedyś przez godzinę zadawać dziecku pytania np. o pieska Reksia. I co?
Boję się czasem, że ten Mario już mu zaszkodził. Wczoraj mówi do mnie tak (Maks nie Mario): Miałem sen. Śniło mi się, że Bauzer zaatakował Maria, Luigiego i Peach. Ale potem oni połączyli się i razem mieli moc dwóch Bauzerów i go w końcu pokonali. I opowiadałem mamie mój sen, ale ona nic nie rozumie.
Faktycznie, mama nic nie rozumie. A to oczywiste, że taki Bauzer ma super moc i pojedyńczo wykończy każdego, nawet mamę.

wtorek, 4 września 2012

Maks podroznik

Jestesmy przed kolacja na placu zabaw.
Maks: ustalilismy z Wiktorem, ze jutro o 7 rano wylatujemy do Afryki.
- Po co? - pytam.
- Zeby zobaczyc jak tam jest.
- i gdzie jeszcze chcecie pojechac?
- Chcemy jeszcze do Polski, do Warszawy.
- Dlaczego?
- A no nie wiem. Ale zeby do Warszawy.
- Do Warszawy po Afryce?
- Nie, najpierw do Warszawy.
- Na tym koniec podrozy?
- Na koniec podrozy wracamy - nie zrozumial mnie do konca - Tylko same dzieci tam jada. Zadnej mamy ani taty. Bo my sami tam bedziemy robic, co chcemy! - trzasnal prawdziwy manifest.
- i na pewno wylatujecie o 7 rano? Bo to wczesnie, zwykle jeszcze spicie.
- Tak, bo my chcemy przyjechac z powrotem po poludniu.
Sprawdze rano, czy aby na pewno zwinal sie z domu. Na wszelki wypadek udalem, ze nie slysze ostatniego zdania: tato, a Meksyk jest duzy?