piątek, 15 maja 2009

Bam ja!

Chociaż słownik języka polskiego zawiera kilkadziesiąt tysięcy słów, które pozwalają na bilionową liczbę kombinacji, Maks zupełnie się tym nie przejmuje i opisuje świat z charakterystyczną dla dzieci prostotą: orzeczenie+podmiot, przy czym nawet rzeczownik może być orzeczeniem.

Jeśli go coś zaboli: Ała ja!
Albo się przewróci: Bam ja!
Chce miodu do kaszki: Ogu kaka!
Tata rozpala grila: Ogeńńń tata.

O ileż prostsze byłoby życie człowieka dorosłego, gdyby można było sobie oszczędzić tych wszystkich językowych ozdobników i porozumiewać się językiem Maksa:
- Spragniony ja...
- Piwo my?
- Racja ty!
- Mmmmm piwo...
By po paru godzinach podsumować: Bam ja!

wtorek, 12 maja 2009

Proroctwo

Gdybym miał się pokusić o przewidywanie przyszłości, to mógłbym Wam powiedzieć, że:
- do wakacji 2010 sprzed Maksiowego żłobka znikną wszystkie kamyki, bo nie ma dnia, żebyśmy nie zapakowali kilku do samochodu w drodze powrotnej,
UWAGA: ta przepowiednia może się nie sprawdzić, gdyż jeśli żłobek nie zaprzestanie wydawania obiadów w obecności Maksa, przed zimą zbankrutuje i Maks będzie zmuszony poszukać innego kamieniołomu,

- najdalej w przyszłym roku, kiedy Maks będzie mógł samodzielnie otworzyć lodówkę, rabarbarowe jogurty będą znikały, zanim tata sięgnie po nie ręką,
UWAGA: ta przepowiednia może się spełnić wcześniej, ale pod warunkiem, że wpadnie do nas w odwiedziny babcia,

- a kiedy Maks przerzuci się na zwykłą pastę do zębów (z różowej & dziecinnej), spożycie środków chemicznych w naszym domu drastycznie spadnie,
UWAGA: powyższa przepowiednia nie obejmuje pianki do kąpieli, której konsumpcji nie sposób ograniczyć, chyba żeby zaklejać usta Maksowi przed kąpielą.

piątek, 8 maja 2009

Co u Maksa?

Makaron najlepiej jeść palcami, nie widzieliście? No bo widelec nadaje się do wystukiwania rytmu na stole, ale żeby jeść?
Najlepsza ciężarówa do zabawy, to ta pożyczona na placu zabaw. Oczywiście, należy zasłonić się plecami przed młodocianym właścicielem, bo mógłby nękać niepotrzebnie jakąś wypasioną łopatką, albo grabkami.

A jeśli małe co nieco po żłobku, to oczywiście jajo-jajo! A jak jajo, to tylko takie, w którym zmieścił się kurczak z frytkami. Takie niecodzienne jaja z Maksem lubimy najbardziej.

poniedziałek, 4 maja 2009

Grill


Czwórka przedstawiona na zdjęciu na pierwszy rzut ma ze sobą wiele wspólnego. Są mali, lubią zabawę, mają mleczne zęby i nie dostają ani grosza kieszonkowego. Na dodatek wszyscy wczoraj wdychali dym z grila rozpalonego w Maksiowym ogródku (niedoszłe pole golfowe).

Zasadnicza różnica, o której istnieniu oni biedni nie mają pojęcia, wynika z chwili urodzenia. Natala przyszła na świat zanim wynaleziono grila, jej brat Mateusz i kolega Maks – kiedy grile nad Wisłą skwierczały, uginając się pod dostatkiem wysoce konsumpcyjnej kiełbasy. Najmłodszy Mikołaj, pechowiec, pojawił się na świecie już po wygaszeniu właściwej ery grilowej.
Na szczęście dla tych pociech, dowiedzą się o tym podczas lekcji historii za paręnaście lat. Tymczasem mogą bez zakłóceń wdychać. Czuwaj!