wtorek, 29 września 2009

Jabłka


Jak co roku we wrześniu pojechaliśmy w sobotę na jabłka do niedalekich (parę kilometrów) sadów jabłczanych. Tym razem Maks nie czołgał się po trawie – tak jak w zeszłym sezonie – tylko pomagał tacie i mamie znaleźć najlepsze jabłka na nisko zawieszonych gałęziach.
Oczywiście nie okradaliśmy nikogo z owoców – takie numery z Maksem przerabiać będziemy dopiero za parę lat, jak będzie mógł o własnych siłach uciekać po ciemku przez 2-metrowe płoty.
Wzięliśmy udział w zoorganizowanej akcji obrywania jabłek, za które na samym końcu i tak trzeba płacić, do tego wzięliśmy świeży sok, a Maks wmłócił muffinkę. Chcieliśmy nieco ograniczyć zbiory, ale Maks tak się rozochocił w zrywaniu, że wyszło tego 30 kilogramów. Wiedzieć Wam trzeba, że skubany mały je jabłka w ograniczonej ilości, dlatego to tata musi teraz dziennie konsumować parę, żeby tylko do świąt zrobić miejsce na pomarańcze w kuchni...

piątek, 25 września 2009

Twardy dowód

Kiedy tylko wychodzi na jaw jakaś grubsza afera, politycy poszukują tzw. 'twardych dowodów'. Przy czym, mało kto się orientuje, jak rozumieć to wyrażenie. Może to się teraz zmienić...

Jakiś czas temu Christine powiedziała, że jeśli chcemy, to mogą w żłobku sfilmować Maksa, cobyśmy mogli zobaczyć, jaki jest nasz syn od poniedziałku do piątku w godzinach pracy. Okazało się, że:

- Maks potrafi zjeść cały talerz zupy, nie odchodząc od stołu i nie wdając się w zbędne dyskusje,

- po zjedzeniu zupy, Maks potrafi wmłucić drugie danie, oczywiście przy użyciu widelca, nie odchodząc od stołu i nie wdając się w zbędne dyskusje,

- mało tego, po obiedzie, nie odchodząc od stołu i nie wdając się w zbędne dyskusje, Maks pożera deser,

- i najlepsze: jak już mu się w brzuchu ułoży, Maks bez ociągania się i nie wdając się w zbędne dyskusje, udaje się na zasłużoną drzemkę, przy czym włożenie go do łóżka i przykrycie kołdrą trwa 3 milisekundy. Poza tym chyba przez całą drzemkę, Maks ani śmie ruszyć palcem u nogi! I to w zwyczajnym żłobku, a nie w jakims więzieniu.

Tym samym, zapis twardego dysku kamery dowodzi, że Maks to naprawdę grzeczny dzieciak. I to się nazywa 'twardy dowód'!

...tylko, czy to na pewno był nasz syn?

poniedziałek, 21 września 2009

Wygadany

Rzadko zdarza się, żeby Maksowi się buzia zamykała. Jak wiecie, nawet gdy śpi, bywa, że gada. Zupełnie bez sensu przecież, bo kto chciałby z nim konwersować np. o trzeciej nad ranem?

Lubi się droczyć. Parę miesięcy temu nauczył się wyliczanki: mama Ola, tata Łafał, Masio syn. Teraz najczęściej w rozmowie ze mną wyskakuje z hasłem "tata Masio, syn Łafał". Mądraliński jeden.

Dlatego z wielką przyjemnością wspominam naszą wizytę w myjni samochodowej. Maks oniemiał widząc - ale też i nie wiedząc - co się dzieje.



Nie pozostaje nam nic innego jak wykupić abonament i jeździć tam co sobotę, po bezcenne chwile milczenia...

piątek, 18 września 2009

Do bałagana?

Jedną z ostatnich zmian w ramach przygotowania Maksa do samodzielnego życia było odebranie dziecinnego łóżeczka i zastąpienie go meblem młodzieżowym (160cm dług.). To zdarzenie miało miejsce w zeszłym tygodniu po kolejnych samobójczych próbach wyskoczenia z łóżeczka. Nie jest łatwo kupić stosowne łóżko w niebieskim sklepie z żółtym logo. Nie wiedzieć czemu sprzedają je na części, tak jak gdyby ktoś chciałby spać na ramie łóżka, bez materaca i szczebli … Cudem udało nam się kupić każdy z elementów i zmieścić zakupy do samochodu. Uroczyście oświadczyliśmy Maksowi, że taki duży chłop jest za duuuuzi na łóżeczko i właściwie niech sobie sam skręci nowy mebelek, za który zresztą sam zapłaci, bo jego koszt potrącać będziemy z kieszonkowego do osiągnięcia 160cm wzrostu.

Jakkolwiek Maksiowi spodobało się pożegnanie łóżeczka (poklepaliśmy i pogłaskaliśmy)…



…i dzielnie natrudził się przy skręcaniu nowego…


… nijak nie chciał w nim potem zanocować. Kiedy obudził się w pierwszą noc, nie wiedząc, co się dzieje ('gdzie je kok?'), postanowił dopomnieć się o towarzystwo i oznajmił, że idzie do nas. Ponieważ zabawa w chowanego na naszym łóżku o trzeciej w nocy to zajęcie równie relaksujące jak rozmowa z prezydentem USA w piżamie, wytłumaczyłem mu, że za żadne skarby mu nie pozwolimy do nas wejść, bo mamy na łóżku bałagan (‘popatrz jaki tam bałagan, musisz spać u siebie, wiesz?’).

I nie pamiętam już jakiego argumentu wtedy użyła mama przed piątą nad ranem, ale pozbyliśmy się gada. Być może to było zmęczenie materiału. Pewnie tak, bo Maks nie odpuszcza i gdy tylko budzi się nocy, zaczyna wyć ‘do bałagana!’.

poniedziałek, 14 września 2009

Karuzela


Maksio ma nowego kolegę. Mierzy ok. 100 cm, ma odblaskowo niebieski kolor i waży -10dkg, bo jeśli go nie trzymać za wstążkę, ucieka do góry. Generalnie śpi cały dzień na suficie.

Zaczęło się od tego, że byliśmy niedawno na karuzeli. Ponieważ z dwojga rodziców Maksa, mama jeszcze gorzej znosi kręcenie na karuzeli, to tata musiał z Maksem wołać ‘wio koniku!’, podczas gdy konik rytmicznie się trząsł do przodu i tyłu pokonując razem z innymi jeden karuzelowy obrót na 7 sekund. Jeśli dodać do tego dźwięk zdartej katarynki i piski innych dzieci – wyłania się oto obraz pełni szczęścia... Maksa.
Chłopak się tak rozochocił, że żeby ratować zielonego na twarzy tatę musieliśmy zmienić karuzelę, na taką, na której Maks sam może bezpiecznie siedzieć. Znaleźliśmy. Niestety, dwulatek nie ma poczucia upływającego czasu, nie wie też skąd się biorą na świecie bilety na karuzelę. Żeby go wyciągnąć z tej drugiej musieliśmy odegrać scenkę typu ‘atak nuklearny obcych mocarstw + najazd wikingów + jeszcze mniej prawdopodobne zdarzenia’ wspomagani przez kręcone lody i delfina w formie balonu, czy też balonu w kształcie delfina.
Udało się!Po powrocie do domu, Maks dumnie powtarzał ‘karuzela’, a tata zieleniał na widok niebieskiego delfina parkującego nad kanapą.

piątek, 11 września 2009

Nocnik




Odkąd zaczęliśmy sadzać Maksa na nocniku, mamy z tym mnóstwo zabawy. Bywa, że idę z nim 3 razy, żeby raz się przejął i zrobił to co trzeba. Bywa, że obaj siedzimy – ja wyżej, on niżej, bo przecież raźniej jest w towarzystwie. Najlepsze SA jednak nasze rozmowy. Oto przykładowy dialog ojca z synem:

- Pamiętaj, że masz na pupie majtki, a nie pieluszkę, więc jak będziesz chciał …
- Nie peluszke
- Tak. Nie pieluszkę, tylko majtki.
- Majki Masio ma.
- Tak. I jak będziesz chciał zrobić siku albo kupę…
- Duuuzia kupa!
- Tak miśku, albo siku, albo kupę, to masz wołać mamę, albo tatę i mówić ‘do nocnika!’. Nie załatwiamy się w majtki, tylko do nocnika, tak?
- Do nocnika, do nocnika!
- Chcesz teraz zrobić siku? To siadaj... Nie? OK. Ale pamiętaj, jak będziesz chciał to wołaj mamę i mów ‘do nocnika’
- Mama! Mama! Wołaj do nocnika!

niedziela, 6 września 2009

Trudno uwierzyć

Trudno uwierzyć, ale wakacje się skończyły. A trudno o wakacjach zapomnieć, bo na przedniej szybie brakowało miejsca na kolejne winietki. Autostrada tu, autostrada tam. Zwariować można było od tych naklejek. Ale dojechaliśmy.


Na miejscu okazało się, że 'plaże piaszczyste' reklamowane w przewodniku mają więcej kamieni niż piasku, temperatura przypomina tę z piekarnika, a w telewizorni ciężkawe dwa kanały polskojęzyczne sąsiadują z tysiącem włoskich i tureckich reklamujących jakieś dziewczyny gadające non-stop przez telefon. Ale za to mieszkamy 60 metrów od najlepszej restauracji w miasteczku.

Po paru dniach Maks sprawnie się komunikuje z tubylcami ('dzień dobry', 'dziękuję'). Chodzimy co rano po dużą bułę pletenicę, która wygląda jak warkocz Janosikowej Maryny i smakuje wyśmienicie (pewnie jak i Maryna Janosikowi).
Trudno w to uwierzyć, ale nareszcie udało nam się przekonać Maksa do bliższej znajomości z nocnikiem! Możnaby wręcz powiedzieć, że się z nim zaprzyjaźnił! Siada częściej niż potrzeba, czasem rzadziej niż mógłby, ale kto się lubi - ten się czubi.
Najtrudniej jednak uwierzyć w to, że od powrotu nie ma z nami smoczka. Kiedy wyruszyliśmy w drogę do domu i Maks z tyłu zaczął jęczeć po 2 kwadransach "gdzie je kok?", rzuciliśmy: "smoczek został w hotelu, jest teraz potrzebny mniejszym dzieciom". O dziwo uwierzył. Żeby uwiarygodnić historię wyrzuciliśmy tego kauczukowego potwora do kosza przy autostradzie. Udało się. Dojechaliśmy do domu, tragedii nie było. Trudno w to uwierzyć, ale poszedł spać bez smoka. A my zlani potem zaczęliśmy przeczesywać dom w poszukiwaniu zapasowych.
Bo co mu powiedzieć, jeśli za parę dni znajdzie jakiegoś smoczka? Że niby dzieci odesłały, bo im zaczęły zęby krzywo rosnąć? W to będzie mu naprawdę trudno uwierzyć...