niedziela, 30 maja 2010

Samolot

Nie wiem jak Wasze dzieci, ale Maks czerpie ogromną porcję radości z podróży samolotem. Oczywiście przy wieczornym locie, a kiedy wracaliśmy z Barcelony lądowaliśmy przed północą, statystyczne dziecko zasypia na kolanach mamy, bądź na fotelu, prezentując idealny zwis na opinającym pasie. Maks w tej grupie jest tzw. dopuszczalnym błędem. Idę o zakład, że nawet gdybyśmy polecieli do Australii, to byłby jedynym na pokładzie, który nie zmruży oka - poza pilotem oczywiście, choć tych przecież jest dwóch.

Czas na pokładzie Maks wykorzystuje między innymi do sprzątania, nie ufając obsłudze samolotu...
Dzielnie walczy z pasem bezpieczeństwa, kontestując konieczność zapinania podczas turbulencji...
Po przejęciu aparatu pochłania go bez reszty fotografowanie...

Oczywiście, nie obyłoby się bez typowego bredzenia o późnej porze. Maks po chwili studiowania instrukcji postępowania na wypadek awaryjnego lądowania powiedział, że chciałby być 'wysportowany jak pan na obrazku'...

środa, 26 maja 2010

Foka

‘Nie chcę do Barcelony…’ – z takim nastawieniem zabraliśmy juniora do krótki wypad do Katalonii. Maks od miesięcy ma kilkudniowe fale, kiedy NIC nie chce. Bywa, że po obejrzeniu strażaka Sama, stwierdza, że i tego już oglądać nie chce. Dla nas to sygnał, że albo jest chory, albo (częściej), że włączył marudzenie.
Nie odwołalibyśmy wyjazdu tak czy owak, więc na weekend wylądowaliśmy w Barcelonie w poszukiwaniu uliczki, z której jakoby miałby wyskoczyć Boniek. Maks, od małego wychowywany w okolicy … jakby to ująć… podmiejskiej, dość żywo reaguje np. na tysiąc motorów i skuterów na minutę. Jeszcze lepiej jest w metrze, którym już w paru miastach w końcu jechał, ale chyba tym razem najbardziej się przejął. Mnóstwo radości dostarczaliśmy innym pasażerom, kiedy za każdym razem po opuszczeniu wagonu siadaliśmy na ławeczce, żeby poczekać na odjazd pociągu, no i koniecznie z nim się pożegnać, machając. Wyobrażam sobie konsternację obsługi metra obserwującej podejrzane zachowanie na peronie, ale być może są przygotowani na taką okazję…

Oczywiście, że 3-letniemu brzdącowi większą frajdę sprawia papuga w klatce na La Rambla, albo dwupiętrowy autobus bez dachu obwożący turystów wokół Sagrada Famiglia, niż którakolwiek z turystycznych atrakcji. Z wyjątkiem jednej - ostatniego dnia poszliśmy do zoo i tam podobało mu się absolutnie wszystko, np. małpy, o których wcześniej wiedział tylko, że skaczą niedościgle i robią małpie figle. A tu proszę: drapią się po głowie, albo po plecach! Kto by pomyślał…

Najlepsze nas spotkało, kiedy sobie zrobiliśmy przerwę nieopodal basenu z fokami. Maks zajadał loda i wciskał starą śpiewkę, jaki to on jest silny. Za chwilę jednak przyznał, że to nie koniec jego możliwości i kiedyś będzie silny jak foka. Potem (to już chyba wpływ słońca) dodał:
- Maksio będzie foką!
- Kiedy będziesz foką? – zapytała wystraszona mama.
- Za 3 minutki!



Patrz! Jakie ma wielkie zęby!



niedziela, 16 maja 2010

Dinozaury i Litwini

Po długiej nieobecności odwiedzili nas Litwini w nieco powiększonym od ostatniego razu składzie (chodzi o małego Gabrysia). Starszyzna: Dominikas i Maks dogadują się po francusku, mały Gab rozumie, ale jeszcze nie mówi. W ramach dobrze pojętej walki z niedoborami wody na całym świecie, trzech maluchów zmieściło się razem w wannie, czego nie omieszkamy im przypomnieć po maturze :)

Przez zupełny przypadek (bo kalendarz odwiedzin zależy zawsze od stanu zdrowotnego dzieci przyjeżdżających lub Maksa) Litwini wpadli znowu w maratoński dzień. Tata po dwóch latach cięższy o kilka kilo poprawił swój czas w połówce maratonu o kilka minut. Strach pomyśleć, jaki czas by wykręcił, gdyby przytył np. 20 kg?

Jeszcze większy strach ogarnął Maksa na widok paru dinozaurów, które oglądaliśmy w piątek. Zwłaszcza t-rexa, który paraduje z kawałkiem mięcha w pysku. Przez wzgląd na nieletnich i pamiętając reakcje małych widzów (Maks, Mateusz, Natalka) nie pokażemy krwawych kawałków.

czwartek, 13 maja 2010

Kilka fotek z podróży

Mały włos abyśmy przedłużyli te wakacje. My wracaliśmy w poniedziałek, a we wtorek lotnisko i te w pobliżu zamknięte. Pytanie, czy to był fart czy nie fart?

Tydzień zleciał tak szybko, jak lot w jedną i drugą stronę. Pomiędzy tym lataniem było oczywiście (1)plażowanie, (2)doskonała kuchnia, (3)kąpiele, (4)gorąca miłość... ale po kolei.



(1) Po kilku dniach piach wciąż sypie się z uszu i kieszeni. Najlepsze, że Maksowi to nie przeszkadza. Ani jeden pyłek.


(2) W ramach swojego przeciągającego się buntu Maks na wakacjach odrzucił pomocny śliniaczek. W końcu "Maks jest duuuzi i sika na stojąco", więc co się będzie stroił w jakieś chustki przy stole.
(3) Nasza wyspa dość wyludniona, wyjątkowo sprzyjająca naturyzmowi. O dziwo najwięcej pokazują ci po siedemdziesiątce i przedszkolaki.


(4) Znowu razem! Maks i Maja! Uporczywie woła na niego "Hej chłopaku!". Maks bez skrępowania pokazywał jej, jak się sika na stojąco na plaży i jak słusznie zauważył "Maja nie ma siusiaka!"

niedziela, 2 maja 2010

Niestety chyba krótkie wakacje

Niestety chyba pada i robią krople - zauważył z samego rana Maks, gubiąc jak zwykle "się".

Pomylić się nie mógł, bo prognoza na ten weekend była mało różowa. Co gorsza, w nadchodzących dniach wygląda tak:

Zupełnie przypadkiem (bo rezerwowaliśmy nasz wyjazd w styczniu) w taki tydzień wypinamy się na deszcz i lecimy tam, gdzie jest więcej słońca. Ponoć wiatru również, dlatego ostrzę sobie zęby na windsurfing, choć tata Tereski, którą dziś podrywał Maks, powiedział, że wiatry bywają na tej wyspie takie, że początkującym dają żagle mniejsze od Maksa, żeby za daleko od brzegu nie popłynęli. 'Niestety chyba' taki już los niewprawionych.