wtorek, 28 grudnia 2010
Cicho-sza
Typowa sielanka - wolne, można by pospać do ... no właśnie. Maks jak zwykle, gdy nie trzeba wstawać do przedszkola, budzi się wcześniej i jedynym ratunkiem (czyt.możliwością przedłużenia drzemki) jest zaproszenie go do naszego łóżka.
godzina... gdzieś przed siódmą
Maks ląduje u nas. Piesek przytulanka też. Nowa poduszka z Zygzakiem też.
Godzina 7.03
Maks (wyraźnie rozbudzony): Ej, tato! Możemy odsłonić żaluzje, żeby zobaczyć czy jest już jasno?
Tata (wyraźnie zmęczony): Maks... cichutko...
Godzina 7.04
Maks (teatralnym szeptem): Ej, tato! Odsłonimy, żeby zobaczyć, czy już jest jasno?
niedziela, 26 grudnia 2010
Kawa po wiedeńsku
Chłopaki wykorzystali tradycję świąteczną i spoili się grzanym winem, zaliczyli parę kolejek na karuzeli przy 10-stopniowym mrozie i porządnie pokłócili o krokodyla, który wpadł oko Maksowi a stanowi własność Fabiana.
Biorąc pod uwagę, jak bardzo Maks przypomina krokodyla czołgając się po ziemi, rozdziawiając szeroko paszczę - jemu taki krokodyl się po prostu należy! I co się okazało po paru dniach? Że spod choinki wypełznął jeden taki zielony i siadł na plecach Maksiowi. Radości nie było końca.
sobota, 18 grudnia 2010
Literki
Kto z Was nie ucieszyłby się, gdyby Wasz trzy-(i pół)-latek zupełnie naturalnie próbował przeczytać kolejne słowa. Niedawno sobie przypomnieliśmy z mamą, jak odebrała Maksa z przedszkola jeszcze przed erą śniegu, ale za to w deszczu, a ten w drodze do samochodu, czytał nazwy każdego modelu, jaki zobaczył.
- Świetnie - mówię - wiesz, tak sam od siebie zabiera się za czytanie. To oznacza, że to mu się podoba.
- No tak, ale nasz samochód stał na końcu parkingu...
piątek, 17 grudnia 2010
Narty Małysza
Od paru dni doświadczamy typowego narciarsko-żołnierskiego rytmu zimowych wakacji. Pobudka, śniadanie, zakładanie - nie wiedzieć czemu - niewygodnych butów, pakowanie Maksa na sanki i wymarsz do wyciągu. Śniegu co nie miara, mróz z nami jest też. W takiej leniwie-wypoczynkowej scenerii pokazujemy Maksowi, że zimą nie ma to jak narty.
Z bólem w krzyżu męczymy się nie mniej niż Maks, bo narciarskie przedszkole, które przez telefon brzmiało: "tak, nawet Wasz 3.5 letni syn może brać udział w zajęciach na śniegu, potem lunch i znowu śnieg, pełna opieka do godz. 15" na miejscu okazało się być ofertą: "kurs z opieką tylko dla dzieci powyżej 4-tego roku, a wasz syn może wykupić prywatne lekcje". Od czego jednak jest plan awaryjny... Maks z nami przed południem na górze, a od 13-tej w hotelowym przytułku dla dzieci. Aby go nie zniechęcić do białego szaleństwa, dawkujemy mu je ostrożnie. W sumie więcej czasu zajmuje nam przerwa na jedzenie niż zjazdy Maksa, ale od czegoś trzeba zacząć.
Widać jednak, że Maks nie tak sobie wyobrażał jazdę na nartach. Bez przerwy dopytuje, kiedy zaczniemy skakać. Co chwilę krzyczy, że widzi Małysza, bo wszyscy mamy na głowach kaski i gogle. Coś musi być w tych skokach, skoro Maks uparcie twierdzi (cytuję): "Chsiałbym być Adam Małyszem."
czwartek, 9 grudnia 2010
Było nas trzech...
W ramach zabaw na świeżym powietrzu Maks najadł się śniegu...
a tata pokazał jak się robi klasycznego bałwana (sic!)
Ale najważniejsze, że codziennie mamy czas tylko dla siebie, na prawdziwie męskie rozmowy. Kiedy poszliśmy wczoraj na pizzę, Maks powiedział, że jak będzie duży, to też będzie lubił piwo. Tak jak mówię, prawdziwie męskie rozmowy...