czwartek, 24 lipca 2008

Przygotowania do wakacji



Maks nie spodziewa się, co go czeka. Wolne od żłobka, podróże, nowe twarze, nowe podłogi, nowe stoły, pod które można wejść - multum atrakcji z okazji wakacji!!!

Pełną parą trwają przygotowania do wakacji w naszym domu. Już za chwilę bedziemy mieli taaaaaaak uśmiechnięte miny wyjeżdżając, podczas gdy inni będą wracać. Pakujemy bagażnik, a mamy pecha, bo jest wielki jak stodoła i kiepsko nam wychodzi selekcja przed wrzuceniem gratów do samochodu.

A Maks, ten też przygotowuje się na swój sposób. Ostatnie dwie noce kaszle bez ustanku, bo usłyszał, że pojedziemy w nocy i nie chce, żeby tata usnął za kierownicą. A dzisiaj, kiedy mu wytłumaczyliśmy, co to jest plaża i morze, zanurkował w piaskownicy. W ramach przygotowania do wakacji...

No właśnie, nie bedzie nas trochę na blogu.
Ale wrócimy z wakacji.

sobota, 19 lipca 2008

Czy na pewno chcesz się przewrócić?

Komputer troszczy się o mnie na każdym kroku, dopytując ciągle, czy chcę zrobić to, co właśnie robię. ‘Czy na pewno chcesz skasować ten plik?’, ‘Czy chcesz zachować zmiany?’ albo 'Czy właśnie teraz chcesz sobie zrobić przerwę na kawkę?' i jeszcze lepiej: ‘Po tej operacji komputer wyzionie ducha, czy aby na pewno tego chcesz?’ Można w ogóle nie zaprzątać sobie głowy myśleniem, spokojnie śnić o niebieskich migdałach i nikt tego nie zauważy…

Dla mojego syna jestem Panem Windowsem, a on dla mnie - użytkownikiem oprogramowania. Co rusz, łapiąc go za rękę, zadaję mu pytanie: Czy na pewno chcesz pobawić się komórką taty? Czy na pewno chcesz wyrżnąć na posadzkę i wybić sobie zęby? Czy na pewno chcesz rzucić metalową łyżeczką w okno? Maks zawczasu przygotowuje się do życia z komputerem i nie dba o procesy myślowe, bo tata zawsze, jak takie małe ‘okienko’, wyskoczy z pytaniem ‘Czy na pewno…?’



Tata, jak każdy komputer z Windowsem, może się któregoś pięknego dnia zawiesić, zwłaszcza po ciężkim wieczorze i co wtedy… Wymyśliłem, że można temu zaradzić. Wystarczy przez kilka tygodni przy każdym pytaniu dzwonić 3-kilogramowym dzwonkiem, takim, jaki ma krowa na pastwisku, następnie przywiązać go do szyi Maksa i puścić wolno. Efekt: przy najmniejszym ruchu dyndający dzwonek będzie brzmiał groźnie jak pytanie ‘Czy na pewno chcesz się przewrócić?’… jeżeli w ogóle będzie mógł się wtedy ruszyć.

poniedziałek, 14 lipca 2008

Niech mnie kule


Prezenty dzielimy na małe i wielkie. Małe to te, które mieszczą się w dłoni - jak zegarek komunijny, albo kluczyki do kabrioleta. Takie prezenty przysługują chłopcom większym niż Maks, którzy potrafią liczyć przynajmniej do dziesięciu. Maluchom zostają jedynie wielkie prezenty.
Jedna z cioć wręczyła Maksowi dmuchany basen ze zjeżdżalką i tysiącem piłeczek. No i zaczęło się. Maks wymyślił, że będzie nimi rzucał po całym pokoju. Żeby sobie nie przytrzaskiwał palców, drzwi zabezpieczyliśmy wcześniej przed zamknięciem, dlatego piłeczki wypadły wesoło na schody. Po paru dniach ubyło piłek i zabawa przy baseniku nie dość że mniej ciekawa to i niebezpieczna. Zaczęliśmy zbierać piłeczki, początkowo z Maksem, ale po tym jak je wyrzucał jeszcze dalej, przełożyliśmy to na późny wieczór, kiedy małe dzieci i miś puchatek idą spać.
Gdzie nie było tych piłeczek... dwie za telewizorem, cztery w szufladzie, kolejne trzy pod łóżkiem - co zawsze zachęca Maksa do czołgania się po podłodze - następnie pojedyncze egzemplarze pod kojcem, pod basenikiem, puszką po kawie. Tych w spiżarni nie liczę, bo to z definicji miejsce do składowania.
Ale po jakimiś czasie zacząłem się zastanawiać, zupełnie jak ten komunista z kawału z Lenininem, co zobaczę po otwarciu lodówki...

piątek, 11 lipca 2008

Titta!


Najgorsze zabawki (dla rodziców) to te, które, karmione bateriami, wydają z siebie dźwięki lub melodie. Oczywiście zawsze grają wtedy, kiedy nie powinny, np. w samochodzie podczas wyprzedzania, albo wieczorem przy wyłączonym świetle. Pamiętam, jak mnie kiedyś wystraszył chrapiący miś w dużym pokoju, kiedy wchodząc po omacku nadepnąłem na niego.

Kiedy kupowaliśmy urodzinową świeczkę na tort, nie przypuszczaliśmy, że to też grająca pułapka. I to jaaak grająca! Przy delikatnym muśnięciu świeczki zaczyna fałszować 'Happy birthday' - w kółko 10 razy.


Na szczęście powiał wiaterek w ogródku i świeczka zgasła szybko, słychać było jedynie brzęk szkła, szum drzew i Maksa, którego Lotta uczyła szwedzkiego. Skubany szybko podłapuje język wikingów i, tak przynajmniej mówił Ove, brzmi jak mały Szwed. Do perfekcji opanował słowo 'titta' - 'patrz' i udowodnił przy okazji wyższość nad bobasami ze Skandynawii.

Ponoć tamtejsze dzieci zaczynają od tego słowa uczyć się mówić. Proszę, proszę... a Maks w międzyczasie opanował już tyle innych słów: mama, tata, pa, baba. No i najlepsze: bam. Ma chłop klasę!

środa, 9 lipca 2008

100 lat!

Brzmi niewiarygodnie, ale Maks jest z nami od roku. W tym czasie rozciągnęliśmy go o dobre 25 centymetrów, wpakowaliśmy tyle jadła, że mu doszło prawie 7 kilo. Jeśli utrzymamy takie tempo, to jeszcze przed podstawówką będzie grał w NBA.

Bilans roku z Maksem jest dodatni. Nocy przespanych - więcej niż nieprzespanych. Chorób - mniej niż spodziewanych. Radości - co niemiara. Wytrzymaliśmy wszyscy, Maks, mama i tata. Dlatego jutro otwieramy szampana i odpalamy jedną świeczkę na torcie. Jak będzie osiemnaście, to pogonimy pełnoletniego.

Na pierwsze urodziny zakupiliśmy piaskownicę w kształcie wielkiego żółwia i dwa worki piasku. Jak tylko znowu zaświeci słońce, wystawimy go do ogródka. Na razie Maks trenuje na sucho obroty, stuku puku w dno piaskownicy i ekspresowe wychodzenie bez trzymanki z ewentualnym obiciem twarzy o podłogę.

http://www.youtube.com/watch?v=glNjsOHiBYs

niedziela, 6 lipca 2008

Nosek nosek - czyli gdzie jest lampa?

Żeby wytrzymać pod jednym dachem z pociechą trzeba się jakoś dogadać. Oczywiście początki są trudne i charakteryzują się tysiąckrotnym powtarzaniem najprostszych słów przez dorosłych osobników, następnie ich coraz trafniejszym odbiorem przez dzieci, aż po (kiedy to będzie?) stopniowe włączanie do dziecięcego słownika.

Nie inaczej jest u nas w domu. Na razie jesteśmy na pierwszym etapie, ale powoli widać jak Maks zaczyna łapać. Długi czas przerabialiśmy 'lampę' pytając: 'gdzie jest lampa?'. Trochę się znudziła ta zabawa Maksowi, bo potem na każde pytanie 'Gdzie jest ...?' patrzył na sufit. Tak samo robiło się w szkole, kiedy pytanie nauczycielki było za trudne.


Na szczęście mamy także namacalne dowody na sukcesy w komunikacji z synem. Po wieczornej kąpieli czas na uzupełniające czynności higieniczne. Aby Maks się nie denerwował, informujemy go, co nastąpi. I tak hasło 'nosek nosek' oznacza, że oczyszczamy nos, a Maks zamyka oczy i wystawia do nas nos. Kiedy usłyszy 'uszko uszko' - obraca głowę w bok i cierpliwie czeka, aż powiercimy patyczkiem w lewym i prawym uszku. Jeśli napiszę, że po butelce mleka wołamy 'ząbki ząbki' - będzie wiadomo, o co chodzi.

Za każdym razem kiedy tak wołam do Maksa, przypomina mi się stary dobry kawał o dwóch gościach podróżujących pociągiem. Opuszczę ostatnie słowo, a Wy sobie je dopowiecie.

Pasażer 1 - p. Bułka: Pan pozwoli, że się przedstawię. Bułka jestem.
Pasażer 2 - p. Piwko: Miło mi. Nazywam się Piwko.
Po chwili pan Bułka zaczyna rechotać i mówi: A wie pan, mieliśmy w szkole kolegę, co się tak samo nazywał jak pan. I wie pan jak wołaliśmy do niego? Piwko-Piwko, skocz po piwko! Ha-ha-ha!
Wyraźnie zdenerwowany Pan Piwko po kilku minutach odzywa się do pana Bułki: A wie pan, miałem w szkole kolegę, co się nazywał Bułka - tak jak pan. I wie pan jak wołaliśmy do niego? Bułka-Bułka, ty ..... !

czwartek, 3 lipca 2008

Kto porwał Maksa?


Od paru dni mamy w domu jakiegoś małego potwora, który się podszywa pod naszego Maksa. Wygląda podobnie, blond włosy, niebieskie oczęta i 4 zęby: 2 małe na dole i 2 łopaty u góry.

Być może chwila nieuwagi na stacji benzynowej, albo jakaś zaplanowana na wielką skalę akcja podmiany w lokalnych żłobkach. Ba, w tej chwili nie możemy nawet wykluczyć istnienia jakiegoś układu, który wrednie postanowił i przy użyciu specjalnych służb dokonał tej bezwzględnej zbrodni. Wszyscy, którzy znają Maksa, wiedzą, że ten, który jest z nami w tym tygodniu, to jakaś ordynarna kopia. Mazgai się, jęczy, denerwuje przy pierwszej nieudanej próbie nowej zabawy, obraża się na drzwi za to, że są zamknięte, a na mleko, że jest białe. Do tego wierci się przy jedzeniu, pokasłuje jak nałogowy palacz i rzuca po kątach butelką.

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Prawdziwy Maks jest miłym, pogodnym dzieckiem. To fajny chłopak, którego ktoś zabrał od rodziców i z całą pewnością za nimi tęskni. Jeśli widzieliście go w ostatnich dniach, prosimy o sygnał!

Do porywaczy-podmieniaczy! Uwaga! Wasze dni są policzone. Maks potrafi ugryźć! Maks potrafi głośno ryknąć jak lew! Maks potrafi przywalić ni z tego ni z owego! A co najważniejsze, Maks potrafi tak narobić w gacie, że nie wytrzymacie!