środa, 27 lutego 2008
Jak z bicza strzelił
poniedziałek, 25 lutego 2008
Italiano vero
Taka wizyta łączy się oczywiście ze wzmożoną aktywnością gastronomiczną, dla nas właściwie wcale nie świąteczną, bo na codzień prowadzimy dom pół włoski, w którym nigdy nie brakuje kawałka świeżego parmezanu, pomodori secchi, że o włoskim winie i makaronach nie wspomnę. Na dodatek mama pracuje, a tata gotuje i odkurza, choć w tym przypadku nie jestem do końca pewny, czy to typowo włoskie.
Chcemy, żeby Maks w przyszłości nie krzywił się na żadną kuchnię, wliczając włoską. Ponieważ na razie jego dieta nie przewiduje pokarmów dla dorosłych, dostarczamy strawy dla ducha. Raz dziennie oglądamy wiadomości na RAI1, a nowinki motoryzacyjne czerpiemy z miesięcznika Quattroruote. Na dodatek przeklinamy tylko po włosku, bo Diego nauczył kiedyś tatę paru zwrotów uważanych powszechnie za obelżywe w Italii. Ponieważ Maks najczęściej jeździ samochodem z tatą, zaznajomił się przede wszystkim z użytecznymi podczas jazdy zwrotami, które w wolnym tłumaczeniu na polski brzmią jak: „hej, człowieku nierozsądny, co do diaska robisz?”, „uciekaj stąd w trymiga, ty gapo” i tym podobnie. Przyznaję, za kierownicą jestem jak prawdziwy Italiano...
sobota, 23 lutego 2008
Buuuuu
Albo w ciągu dnia grymas i dąsanie, po którym mama lub tata zmienia pieluchę: „o, ale narobiłeś i było już niewygodnie, co?”. Na co (bardzo możliwe) maluch odpowiada: „nieeeeee, robię test pampersów. Ile litrów mogę wysikać bez zmiany, ileeeeee?”.
Od czterech dni Maks pochlipuje, o co ja mówię, porykuje wieczorami. Po kolacji śpi dwie godziny, po czym rozpoczyna koncert. Do tej pory nie udało nam się odkryć przyczyny. Mama przytula, kołysze, trochę to trwa. A byłoby prościej, gdyby mógł powiedzieć wprost, np.: „Buuuu... nie cierpię tych zielonych śpioszków." albo "Buuuu... kiedy mi wreszcie dacie poduszkę?”.
środa, 20 lutego 2008
Teoria spaceru 2
Ryzykowne jest na przykład zakładanie rajstopek. Nauczyłem się już zwijać nogawkę przed nałożeniem na nogę, bo raz jakaś paskudna nitka o mało nie rozcięła skóry między palcami i Maks zrobił się purpurowy na buzi. Z reguły Maks chowa tę nogę, dla której mam przygotowaną nogawkę. Ewentualnie wymierza mi kopa w szczękę.
Dalej bluza - oby miała zamek. Maks nie lubi zakładania ubrań przez głowę. Oczywiście jedyna czysta dzisiaj, ma wąski jak rurka do napojów dekolt i żadnego zamka albo guzika. Pomagam sobie piosenką z repertuaru Czerwonych Gitar i groźną miną z wytrzeszczem oczu. Takie miny rozbawiają syna najszybciej, choć nie zawsze...
poniedziałek, 18 lutego 2008
Literatura fachowa
piątek, 15 lutego 2008
Rocky
Prawa dłoń Maksa wygląda od środy jak rękawica bokserska w rozmiarze XS. Podczas wieczornej zabawy Maks zahaczył ręką o lampę. Dwa paluszki, wliczając wskazujący, zetknęły się z temperaturą grubo powyżej 36,6 C. Wyskoczyły wielkie bąble, było dużo krzyku i płaczu.
środa, 13 lutego 2008
Maks ma kolegę
Maks polubił pieski, one jego też; zdziwił się, że to ktoś jemu oblizuje dłonie, a nie on komuś. Kiedy psy znikały z pola widzenia, kręcił głową, żeby tylko je znaleźć. Swojego nowego kolegę miał poznać po obiedzie, kiedy wyszliśmy na spacer. Niestety, Maks usnął w wózku i nie zdążył zaznajomić się z młodszym o parę tygodni Hamiltonem, który, jak zazdrośnie zauważyłem, już teraz ma pełne uzębienie i biega szybciej niż tata w najlepszych latach. Pozostaje mieć nadzieję, że jak się spotkają w szkole, to Maks nadrobi zaległości.
niedziela, 10 lutego 2008
Ta ostatnia niedziela
Maks też chciał uczcić tę niezwykłą okazję i postanowił wygrać w konkursie „Największy maruda we wsi”. Człowiek by mu nieba przychylił, a ten jak stare kalesony, krzywi się, wyje, robi tę swoją słodką podkówkę, gniewnie potrząsa głową i grozi małymi piąstkami. W przerwach uśmiecha się tylko po to, żeby nie można go było z czystym sumieniem udusić. Spryciula. W piątek w nocy, kiedy się wyjątkowo rzucał, myśleliśmy, że tęskni za Szwedką. W sobotę i niedzielę nasz spokojny zazwyczaj syn przeszedł samego siebie. Poszedłby jeszcze dalej, ale ma dopiero 7 miesięcy. Aaaa, właśnie, w niedzielę stuknęło mu 7/12 roku. Sto lat!
Z ulgą zobaczyliśmy, że ostatecznie padł; wymęczony, rozżalony. I trochę szkoda, bo właśnie wieczorem widzieliśmy w telewizji idealny pomysł na fetowanie urodzin dzieci i młodzieży. Do butelki z colą trzeba wrzucić parę mentosów i zakręcić. Taka butelka po chwili leci jak rakieta w górę na kilkanaście metrów. Latem poćwiczymy strzelanie spod domu do ogródka po drugiej stronie. Dam głowę, że jak postrzelamy, to nie będzie marudził.
piątek, 8 lutego 2008
Teoria spaceru
(cdn)
środa, 6 lutego 2008
Potop szwedzki
poniedziałek, 4 lutego 2008
Z zegarkiem w ręku
Od tamtej pory nawet wskazówkowe zegarki produkuje się ze stoperem i ja sobie to chwalę, bo dokładne odmierzanie czasu przydaje się przy wychowaniu małych dzieci. Liczę sekundy i minuty, gdy jestem z Maksem, co pozwala mi ocenić, kiedy będzie głodny, czy jest marudny, bo już powininen spać i tak dalej. Prowadzę dokładne zapiski i mogę w każdej chwili porównać czasy spożycia zupki w środę i w sobotę (2 minuty i 14 sekund krócej w tygodniu), przygotowania kaszki we wtorek (8 i pół minuty z podgrzaniem wody i deserku, który dodaję), zmiany pieluszki (od 10 do 50 sekund – zależnie od zużycia) albo obrótu z plecków na brzuch (1,12 sek).
Ponadto wiem, że z soboty na niedzielę spał (możecie nie uwierzyć w ten rekord) od 20:30 do 8:14; że najdłuższy pisk przy śniadaniu trwał 7 sekund; że najlepsze (naprawdę) w moim życiu tiramisu, które przywiozła Elena, napoczęliśmy o 15:06; i że minęła się w drzwiach z Nadją, która wprowadziła się do nas na tydzień dokładnie o 16:13. Czy będzie to tydzień, będę mógł powiedzieć po dokładnym zmierzeniu czasu.
Dokładnie po 6 miesiącach, 24 dniach i 19 godzinach i 41 minutach od narodzin Maksa doszedłem do wniosku, że jeśli powiedzenie „jaki ojciec - taki syn” jest prawdziwe, to Maks nigdy nie dostanie ode mnie zegarka. Jeszcze by mi przychodził w nocy powiedzieć, że zasnąłem 3,5 godziny temu, albo że wschód słońca już za 46 minut. To ja dziękuję...