środa, 11 września 2013

Dziadek

Niecodziennie trafia się taki dziadek, jak dziadek Bogdan.

Małym dzieciom byłoby weselej, gdyby miały dziadka Bogdana.

Niestety, dziadek Bogdan – tak jak w końcu każdy dziadek na świecie – odszedł. Za wcześnie. Beznadziejnie za wcześnie.


wtorek, 3 września 2013

Witaj szkoło!

U nas szkoła zaczęła się we wtorek. Dziś Maks poszedł pierwszy raz do podstawówki. Pytamy, co robili, a on odpowiada, że musieli narysować to, co lubią robić najbardziej. Myślę, jak zwykle odwalił wielkie angry birds, fruwające w każdą stronę, rozbijające małpy, świnie, czy co tam jeszcze. A on zupełnie serio: jak to co? Narysowałem siebie, jak się uczę i odrabiam zadanie...


środa, 24 lipca 2013

Pozdrowienia od wujka Chemika

W basenie, przy szpitalu dla wariatów, topi się jeden z pacjentów. Na ratunek skoczył mu drugi i go uratował. Po tym całym wydarzeniu bohaterski pacjent jest wezwany do lekarza.

- Pana postawa świadczy o tym, ze jest pan już całkowicie zdrowy i może pan wracać do domu. Mam jednak smutna wiadomość, ten człowiek któremu uratował pan życie powiesił się w łazience.
Na to pacjent dumnie:
- To ja go tam powiesiłem, żeby wysechł.

środa, 17 lipca 2013

3 grosze

Parę miesięcy temu, kiedy dwie wielkie platformy, jedna z literką, druga z plusikiem połączyły się, podniosło się wielkie larum, bo wielu klientów poczuło się oszukanych. Niestety, zupełnie umknął im oszukańczy proceder informacyjny przy określaniu rodzaju nadawanych audycji, który trwa w najlepsze, mimo połączenia. 
Dorzucam swoje 3 grosze. Oto dowody wielkiego oszustwa:










wtorek, 16 lipca 2013

Podopieczny

Najlepszy czas w życiu każdego rodzica to ten, w którym pozbywa się dzieci. Dla jednych to wyczekiwana długo chwila osiągnięcia pełnoletności przez dzieci i sruuu, innym wystarczy parę godzin. My jak zwykle gdzieś pośrodku. Maksa wysłaliśmy do kraju ojczystego, niestety Felo za młody na taki wakacyjny los. Nie można obu, to mogliby się miejscami zamienić... Maks z nami, Felo budzący babcię o 3 w nocy :)
Pozostaje nam się uzbroić w cierpliwość, i w 2015 wysłać obu na długie wakacje bez rodziców. 
Żeby nie wyszło na to, że jesteśmy wredni jacyś, zabraliśmy Fela w weekend na wycieczkę. Mieliśmy gości, z którymi zwiedzaliśmy urokliwe miasteczko opodal. Felo, wieśniak od urodzenia był pod wielkim wrażeniem. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Kawiarnia, spacerowicze, witryny sklepowe i plac zabaw z piaskiem. Mama mówi, że ja się tak cieszyłem jak pierwszy raz zwiedzaliśmy Manhattan. Felo tego mógłby nie wytrzymać :)



czwartek, 4 lipca 2013

Przepis na świetną fryzurę

Działa bardzo szybko. Nadchodzi nagle. Niepostrzeżenie. Właściwie nie wiadomo skąd. I kiedy – też nie wiadomo. Ale nie da się powstrzymać. Po prostu pojawia się, robi to, co było zamierzone i odchodzi. Może się już więcej nie pojawić. Ale równie dobrze pojawi się znowu. Nie wiadomo. Przecież przychodzi nagle. Niepostrzeżenie. Po prostu bierze w swoje łapy telefon i NAGRYWA. Tak jak zamierzał. Nie da się go powstrzymać.

wtorek, 2 lipca 2013

Słowo pisane

Nie trudno stwierdzić, że autor niniejszego bloga ma kłopoty z samodyscypliną, jest śmierdzącym leniem i generalnie nie w smak mu regularne blogowanie. Nie zaprzeczam. Choć mógłbym też dodać: nie potwierdzam. Bo np. być może celowo nie piszę przez parę dni, tygodni, by działać z zaskoczenia! Aha! Widzicie? Zaskoczyłem Was! Nie? No to zaskoczę Was tym stwierdzeniem: zupełnie serio rozważany jest wariant zastąpienia autora taty na autora Maksa. Sukcesja jest w tym wypadku naturalna: przechodzi to z ojca na syna, poza tym ja przynudzam, a Maks... ten to ma fantazję. Jako dowód dołączam te oto dowody (jeden z pierwszych literackich utworów Maksa).




sobota, 29 czerwca 2013

Dary roku

Tytuł pochodzi z piosenki Ryszarda Rynkowskiego. To artysta, z którym mi nie po drodze (najwidoczniej "los nas pchnął w inną drogę" - sic!), ale cenię jego możliwości wokalne. Zresztą, "wszystkie Ryśki to fajne chłopy" i już. 
Z Maksem i Felem mamy tzw. guys' weekend. Sami faceci. Zresztą nie tylko my, bo prawie wszystkie mamy w okolicy poleciały do Londynu zwied..., pardon robić zakupy. To oznacza, że w nocno-porannej walce z budzącym się wrednie i nie respektującym spokoju pozostałych członków domostwa Felem jestem sam. No, jest jeszcze jego odparzony tyłek po tych dziwnych kupach, ale na pomoc z jego strony liczyć nie mogę. Co najwyżej mogę go smarować. 
Pobudka o 3:07. Trochę wcześnie na żarcie, ale za późno na bezproblemową pacyfikację. Daję mu butlę, choć nie jestem pewien czy do wody sypnąłem 5 czy 10 łyżeczek. Trzeba było spać dłużej. 
Potem walka. Ja go kładę, ten jak pijak ciągle wstaje trzymając się łóżeczka. O 3:40 odpuszczam. Biorę kołdrę, idę do niego, wyciągam, mam ochotę udusić, kładę na kanapie przy ścianie, sam z drugiej strony się kładę, przytulam (podduszam??) i zasypia. Ja też. Gdzieś słyszę koguta. To przez okna z mojej sypialni. Mimo wszystko zapadam w sen.  I śpimy tak razem do 7:02!!!!!! Najdłużej od ...cho cho cho. Prawdzwy dar roku. 


sobota, 22 czerwca 2013

Ortografia

Lubiłem dyktanda. Nigdy nie dostałem pały. Maks ma jeszcze trochę czasu, bo gdyby już teraz miał pisać dyktando to...
Sami zobaczcie. 


piątek, 14 czerwca 2013

Dokumentalista

Pamięć jest zawodna i nie wiem już, czy wspominałem Wam o telewizyjnych planach Maksa. Wymyślili sobie z Mateuszem, że prowadzą serwis wiadomości. Każdy się specjalizuje w jakiejś dziedzinie, zdaje się, że Mati miał mówić o katastrofach lotniczych, a Maks na klatę bierze relacje z powodzi. Albo na odwrót... jak już wspominałem pamięć jest zawodna. A może nie wspominałem?

Zupełnie przez przypadek odkryłem, że Maks świetnie nadawałby się do filmów dokumentalnych, np. przyrodniczych. Lubi naturę, zwierzęta i nie ma parcia na szkło jak tv-prezenterzy. Jest bystrym obserwatorem i cierpliwie wyjaśnia sekrety świata zwierząt. Może mógłby kiedyś poprowadzić jakąś serię "z ajFonem wśród robaków", "wesoły las" czy bliższy naszym sercom (a właściwie uszom) "pobudka z kogutem". 

Na rowerowej ścieżce spotkaliśmy takiego oto maratończyka: FILM. Redaktor Maks, żeby nie spłoszyć bohatera, zdołał nawet ściszyć głos - zupełnie nieprawdopodobne.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

42 z hakiem

Godz.18:57/ 0km – stoimy na starcie. Jeszcze 3 minuty i ruszymy. Chce mi się siku. A przecież 10 minut temu wyszedłem z toalety. Jak ja lubię te masowe biegi.

Ruszamy. Fajnie, oklaski, gwizdki, trąbki, muzyka. Jest 20 stopni. Mogłoby być trochę chłodniej, ale narzekać nie mogę. Gdyby nie ulewa o 17, byłoby prawie 30 stopni, więc jest ok. Szybko biegniemy. Kolega połówkarz miał biec ze mną 10km, ale już po 300 metrach pognał szybciej, więc jestem sam. Dobrze mi z tym. Jak ja lubię te masowe biegi.

3.5km – zakręt, na którym mieszkają Szwedzi. Tam czeka Maks, Felo i mama. No i Szwedzi. Maks mi później powie, że Selma (piesek Lotty i Övego) kibicuje szczekając zamknięta w garażu. Mogłaby nie wytrzymać widoku kilkunastu tysięcy biegowych butów. Ściągam czapkę, kłaniam się kibicom swoim, przybijam piątki, chce mi się siku i wpadam w kadr. Jest zdjęcie:

7km – przyjemny fragment. Peleton się już rozciągnął, jest z górki, mam równy oddech i trzymam się planu. Chce mi się siku. Wyprzedza mnie James. On dziś połówkę. Choć potrafi znacznie więcej. You look like a beast – mówi do mnie. To pewnie przez tę czapkę z daszkiem. Albo przez to siku.

10km – najwyższy punkt na trasie, potem będzie w dół i na koniec oczywiście w górę. Jak ja lubię te masowe biegi. Są krzaki po prawej. W zeszłym roku też tam były. Już mi się nie chce siku.

Prawie 15km – to tu rozdzielają nas na całych i połówki. Połówkowiczem na tej trasie byłem już 4 razy. Teraz biegnę w nieznane. Sił dodaje naprawdę ładna dziewczyna z tabliczką ‘42’. Ta obok z ‘21’ wygląda gorzej. Przypadek?

16km – oznaczenia trasy zaczynają się rozjeżdżać z tym, co na zegarku. Czasem wygląda, to tak, jakby ustawiali znak nie tam, gdzie wypada dokładnie kolejny kilometr, ale gdzie im wygodniej było postawić.

Między 18 a 19km - podbiega koleś w dżinsach i białej koszuli i krzyczy: Rafal, dobzie, dobzie Polska. To Gyula, Węgier, można rzec bratanek i do bitki i do szklanki(?) – nie wiem dokładnie, nie piliśmy razem, biegnie ze mną 100 metrów i się cieszy jak dziecko. Ja też się cieszę. Jeszcze mam zapas sił, żeby się uśmiechać.

21.1km – wg zegarka dobiegam w 1:38:30. Świetnie. Zgodnie z planem, bo miało być poniżej 1:40.

21.1km – wg organizatorów dobiegam w 1:39:46. Świetnie. Zgodnie z planem, bo miało być poniżej 1:40.

24km – trzymam tempo, oddech równy, lekko z górki bądź płasko. Zaczynam się zastanawiać, co będzie dalej. 3 tygodnie temu przebiegłem 30km w średnim tempie o 20 sekund/km gorszym niż teraz. Przypominam sobie powiedzenie Paavo Nurmiego: umysł jest wszystkim, mięśnie to tylko guma. Póki z głową wszystko w porządku, to dobiegnę, główkuję.

28km – most Adolphe’a. Spacerowałem tędy dziesiątki razy, mieszkaliśmy niedaleko zaraz po przyjeździe z PL. Zaczynają mi napieprzać kolana. Zaraz, zaraz… umysł jest wszystkim, mięśnie są z gumy… A kolana? Co ze stawami kurna???

30km – zbiegliśmy do dolinki. Wolontariusze przy wodopoju krzyczą do mnie (każdy ma swoje imię pod numerem na koszulce): Allez Rafal! Allez! Dobra, spoko, nie wypije Wam całej wody.

31km – w zeszłym roku przebiegłem raz 31.5km. Zanim się urodził Felo. Kiedy jeszcze można było się wyspać…

32km – nigdy w życiu nie byłem dalej. Chyba że autem.

33km – przebiegam koło punktu ostatniej zmiany sztafetowej. Doskonała większość sztafet jest za mną, więc na punkcie tłok i ścisk, to ponad 500 osób usiłuje dojrzeć swojego partnera. Zamiast tego biegnę ja. Robi się wąsko, bo stoją z dwóch stron, przypomina to szpaler, jakiś wąski korytarz. I nagle zaczynają wszyscy klaskać. Cholera, to dla mnie. Wyprostowuję się, trzymam tempo, a łezka kręci się w prawym oku. Nie wróć! W lewym.

35km – opadam z sił. Dochodzę do wniosku, że czapka jest za ciężka i lepiej się jej pozbyć. I tak nie ma słońca, zbliża się 22, ciskam czapkę na chodnik. Od razu lżej. Chwilę później z wielkiego głośnika przy barze, gdzie świetnie się bawią niebiegający, głośno jak dzwon Zygmunta zabrzmi „I Feel Good”. Nooo, tak gooood to już dawno się nie czułem…Czy to jest ta przeklęta ściana?

35-36km – mam w dupie tempo, przestawiam się program na DDM-NJS (Dobiegnij Do Mety - Nieważne Jak Szybko). Przestaję przybijać piątki z dziećmi na trasie, bo boje się, że mi urwą ręce. Zresztą, o tej porze, dzieciaki powinny być w łóżkach. Przebiegam przez środek miasta. Mijam knajpy, do których chodziliśmy zanim się urodził Maks. Było bliżej, w sobotę można było odespać, ech…

36.5km – wyciągam ostatni żel. Przewidziany jest na finisz. Nie zamierzam sprintować przez 5 kilometrów, ale za chwilę będzie górka. Połykam ostrożnie i zapijam kubkiem wody. Wodę piję non stop, bo punkty są co 2.5km, a oprócz tego mili ludzie swoją wodą częstują. Po raz kolejny bekam, ostrożnie, bo mi się podnosi i czuję, że tym razem mogę jednak puścić pawia. Na szczęście przechodzi. Nie chciałbym wyrzygać żelu energetycznego, bo to by mnie kosztowało za dużo energii.

38km – góra.

39km – Rafal! Rafal! Georgia robi zdjęcie. Ale jakość… Najwidoczniej tak się robi zdjęcie po grecku. Efcharistó.


39.5km – Mont Everest. Ja pieprzę. Jeszcze nigdy tak niewiele metrów, nie stanowiło tak wiele, dla tak niewielu.

40km – szczyt za mną. Przy każdym kroku mruczę pod nosem „Ałć, ufff, ku…a”. taki rytm 3-krokowy. Na chodniku Piotr połówkowicz. Przebrany po prysznicu, mieszka przy mecie. Fajnie mieć metę przy mecie. Dajesz ku…wa, dajesz! Jeszcze 2 kilometry! A na mecie będzie piwo, bezalkoholowe. A u mnie w lodówce normalne. „W dupie to mam – odpowiadam grzecznie – pi…olę piwo. Bezalkoholowe…”

41km – James mi kiedyś tłumaczył (a podczas 60 minutowego treningu potrafi opowiadać przez 59 minut), że finisz jest dlatego możliwy, że podczas sprintu aktywują się inne mięśnie, niż podczas normalnego biegu. Przyspieszam.

41.2km – kilkadziesiąt metrów przede mną majaczy mi sylwetka jakiejś blondynki w czarnym T-shircie. Nie mogę dojrzeć logo na koszulce.

41.3km – kilkadziesiąt metrów przede mną majaczy mi sylwetka jakiejś blondynki w czarnym T-shircie. Nie mogę dojrzeć logo na koszulce. W tym miejscu, o tym czasie, to mogłaby być Wielka (ale niska) Torriel – nasz najlepszy damski biegacz. Musze przyspieszyć, żeby się przekonać.

41.4km – kilkadziesiąt metrów przede mną majaczy mi sylwetka jakiejś blondynki w czarnym T-shircie. Nie mogę dojrzeć logo na koszulce. W tym miejscu, o tym czasie, to mogłaby być Wielka (ale niska) Torriel – nasz najlepszy damski biegacz. Ale przecież mogę się mylić. Na jakiego grzyba miałbym jeszcze bardziej przyspieszyć? Czy to w ogóle możliwe? Och, gdyby James był opodal…

41.5km – kilkanaście metrów przede mną majaczy mi sylwetka blondynki w czarnym T-shircie z naszym logo. W tym miejscu, o tym czasie, to może być tylko Torriel. Nie mogę się mylić. Powinienem przyspieszyć, żeby się z nią zrównać. Ale w sumie po cholerę. Pogadam z nią z parę minut, przegryzając jakiegoś banana na mecie.

41.6km – kilka metrów przede mną majaczy mi sylwetka Toriel. Decyduję, że nie zwalniam, tylko zaraz przebiegnę koło niej. Pozdrowię. Tak wypada. Choć są biegacze, którzy wyprzedzają znajomych cichaczem, żeby tylko być szybciej na mecie.

41.7km – R: Cześć Toriel – T: Cześć, jak się masz – R: Ledwie żyję, ale na szczęście to już koniec – T: No właśnie, zaraz tam będziemy – R: Taa, zaraz tam będziemy – T: So let’s do it! – R: Yes, let’s do it!!! – i pognałem uruchamiając wszelkie mięśnie, które mogły być jeszcze uśpione.

Nie słyszę Toriel za mną, może się zatrzymała? Nie mam sił głowę obrócić, lęcę na złamanie karku – ostatnie kilkaset metrów jest z górki. Wpadam do hali. Koleś wyczytuje mój numer. Jeszcze sto metrów po niebieskim dywanie. Ostatnie dwa zakręty. Tłum wiwatuje. Ktoś musi im za to płacić. Wlatuję na metę i wciskam STOP w garminie. Oszukali mnie. Wyszło, że trzasnąłem 300 metrów więcej. Nikomu nie można ufać. Jak ja lubię te masowe biegi.

sobota, 8 czerwca 2013

Maraton

Rzut beretem od nas, ewentualnie po prostu 20 minut jazdy samochodem, znajduje się linia startu wyjątkowego maratonu. W żadnej innej stolicy europejskiej nie organizuje się nocnych (późnowieczornych) maratonów. Ten rozpoczyna się o 19. Generalnie poza czołówką z kenijskim paszportem towarzystwo biegowe przybiega na metę po ćmoku (Hanysy) lub po ciemku (gor… nie-Hanysy). Jakby nie było, to świetna okazja, żeby przespać całą noc z dala od Feliksa, więc się zapisałem. Do tej pory znałem tylko połowę tej trasy, teraz (dzięki Felo!) przyjdzie się zmierzyć po raz pierwszy w życiu z dystansem pełnym, takim dla dużych chłopaków bez pieluszek.


Niezależnie od tego, w jakim będę stanie, postaram się dla potomności zamieścić krótką relację w ciągu kilku dni od końca ewentualnego pobytu w sanatorium.

czwartek, 6 czerwca 2013

We włosach

Jedna z moich ulubionych piosenek z repertuaru Czerwonych Fujarek to "Kwiaty we włosach". Piękna, romantyczna a przy tym trochę rockowa (refren z wydzierającym się Klenczonem) piosenka.
Wstyd sie przyznać, ale chyba nie mamy żadnej płyty tego zespołu w domu, dlatego Maks nie jest aż tak romantyczny i nie plecie a plątaniu kwiatów we włosach. Zamiast tego woli piasek. Tak, razem z chłopakami w przedszkolu, kopią wielką dziure w piaskownicy i udają, że to basen. Nie wiem, czy skaczą na główkę, ale Maks wieczorem wygląda, jakby nurkował w piasku.
- Skąd się wzięło tyle piasku we włosach - pytam.
- Bo chciałem zrobić aniołka na piasku...
- Najlepiej go robić na śniegu przecież!(zimą oczywiście - dodaję w myślach)
- Ale wtedy miałbym mokre włosy.

No to rzeczywiście robi wielką różnicę...

środa, 5 czerwca 2013

Kibelek

Nie mam dobrej pamięci do nazwisk albo na przykład nazw stacji narciarskich, gdzie szusowałem. Z przyczyn obiektywnych trudno też zapamiętać nazwy spożytych trunków wyskokowych, chyba, że mowa o tych, do których się człowiek przywiązał.


Nie pamiętam zatem jak się nazywa zabawa, którą wszyscyśmy przerabiali w dzieciństwie. Nie kojarzę, żebyśmy nazywali ją tak jak Maks… Zresztą, niech sam Wam opowie (kliknij).

niedziela, 2 czerwca 2013

Error

W XXI wieku, kiedy nikt nie ma zbyt wiele czasu na myślenie, bo działać trzeba pilnie, popełniamy błędy, choć z biegiem historii doświadczenie powinno rosnąć i teoretycznie zmierzać powinniśmy do bezbłędnej krainy. Urządzenia konstruowane sã tak, aby się popsuły tuż po upływie gwarancji, a informatyków zawsze podejrzewałem o to, że wyjãtkowo potrafiã zadbać o swoje interesy i co chwile wyskakuje komunikat "błãd" i żeby zgłosić, wysłać raport itp. Dlaczego np. mam na telefonie każdã polskã literę, nawet Ę skoro nie ma A z haczykiem, jak już pewnie zauważyliście? Cierpliwie wklepuję ã, jutro może być å, a w kolejce jest jeszcze à, á, â, ä, a nawet æ i ā. A dlaczego w pierwszym zdaniu udało się jednak znaleźć właściwã literę (patrz wyraz rosnãć). Gdzie popełniam błãd? Czy przypadkiem nie będę musiał wykupić jakiejś mega aplikacji?
Na zdjęciu Felo. Uważany przez większã część społeczeństwa za grzecznego chłopasia. Błãd! Error! Nic bardziej mylnego. Ten potwór grasuje noc pod pseudonimem "nocny marek" ew. "nocny zdzisiek". 
Jaki błãd popełniamy, że ten "aniołek" nie daje nam spać. Dlaczego jego rówieśnicy przesypiajã CAŁE noce od kilku mięsięcy, a my wory pod oczami? Gdzie error jest? Błãd w programie? Jaki był ten numer do HELPDESKa? 


wtorek, 21 maja 2013

Równowaga

Ponoć jak jedni wygrywają (pardon zarabiają) na giełdzie, inni tracą. Po prostu taka równowaga, jak w przyrodzie. Niby każdy się cieszy, jak mu przybywa (np. wilk pożerający sarenkę), a powinien się martwić, kiedy mu ubywa (sarenka, której wilk odgryza zadek). 
Nie zawsze jednak jest to tak oczywiste. Wiem, co mówię, bo ostatnie dentystyczne doświadczenia to udowadniają. Maksowi wypadł pierwszy mleczniak, sprowokowany bezustannym huśtaniem językiem i palcami. Ile radości miał z tego, mówię Wam. Inna rzecz, że liczył na prezent od wróżki zębuszki, 6-letni materialista. 
Na drugim biegunie jest Felo. Ostatnio nareszcie wyrósł kolejny ząb (stąd ta równowaga). Zamiast radości ile w nim złości! Choć gotów byłbym sporo zapłacić zębuszce za przespaną noc. Kiedy Felo się ucieszysz z nowych zębów?


wtorek, 30 kwietnia 2013

Raczek nieboraczek

Do tego, że Maks przemieszcza się z prędkością światła na rowerze, nartach, a nawet w wodzie zdążyliśmy się przyzwyczaić. Mało tego, można go coraz częściej puszczać samego z dużą dawką pewności, że sobie nic nie zrobi.
Co innego jego młodszy brat. Ten do tej pory tylko leżał i machał rączkami i nogami. Od kilku dni rzecz ma się inaczej... Felo wszem i wobec oświadcza: Ruszyłem
Zresztą obejrzyjcie sami...

środa, 24 kwietnia 2013

Pozdrowienia od wujka Chemika

W co grają Węgrzy?


Węgry birds!

czwartek, 18 kwietnia 2013

Gdzieś tak pomiędzy 10:00 a 10:40

Kiedy pytają mnie, jakie są najlepsze momenty urlopu wychowawczego, odpowiadam: kiedy Felucha śpi. Czyli gdzieś tak pomiędzy 10:00 a 10:40.
Zdziwionym odpowiadam, że w pozostałym czasie:
- karmię
- przebieram
- zabawiam
- podrzucam
- pcham wózek niezależnie od pogody
- czytam gazetę po 2-3 zdania
- internet przeglądam w sekundowych interwałach
- kawę piję w stresie
- obiad pożeram w 4 minuty

Ale to wlaśnie wtedy, kiedy Felo nie śpi, widać, jak się zmienia, jak rośnie. I to wspaniale na własne oczy widzieć coś takiego codziennie. Takie obrazy zostają na całe życie.

Ufff, już po dziesiątej :)))

O a teraz godzinę później... (kliknąć proszę: wybiła jedenasta)

czwartek, 11 kwietnia 2013

Czas

Pamiętacie ze szkoły sentencję panta rei? Byli też tacy, którzy domniemywali istnienie filozofa Panta Rei :)
Czas płynie, że pofilozofuję trochę. Widać to po dzieciach. Felo ma już dwa zęby (jak będą bardziej widoczne, to zrobimy fotkę), zaczyna podnosić tyłek, o właśnie tak:

A Maks? Ma wszystkie mleczne zęby, choć w jego klasie są osobniki, które wymieniają szczęki na nowe. Ponoć lepiej później niż wcześniej pozbywać się mleczniaków. Na razie zębiska ma naprawdę mocne.
O tu na zdjęciu nie widać - zawsze kiedy pozuje, to zaciska usta - ale jest pełen garnitur.




wtorek, 9 kwietnia 2013

Nakarm mnie tato

Mama Frania i Michasia, z którymi byliśmy na nartach przed świętami, powiedziała, że to prawdziwa radość patrzeć na małego głodomora. Nie powiem, Felo na zagłodzonego nie wygląda, choć bywa że do jedzenia trzeba go namawiać. Poważnie! ...tyle, że tylko zupek nie chce jeść. Nie dziwie się mu, bo to paskudztwo bez smaku. Maks tez z obrzydzeniem kręcił buzią przy obiadku.
Za to butla z mlekiem na drugie śniadanie i deserek popołudniowy to dla Feliksa pozytywne doznania. Sami popatrzcie: Śniadanie i Deserek 

niedziela, 31 marca 2013

Zawod

Kim to juz Maks nie byl... Chyba juz Wam wspominalem o pomyslach tego madrali. Dzis podal bardziej ogolna wersje wydarzen w przyszlosci.
Wyszlismy na spacer, a Felo jak nigdy wczesniej drze sie pod niebiosa.
Maks do mnie: ja to chyba nie bede mial dzieci w przyszlosci, bo sie strasznie dra.
- Ale ty tez czasem sie tak darles, jak byles malutki, wiec to nic takiego.
- Eeee, ale nie chce miec dzieci. Wole uprawiac zawod.
- Jaki?
- No po prostu zawod.

wtorek, 19 marca 2013

Felo i kocyk

Przyłapaliśmy niedawno Felka na zabawie z kocykiem. Zdjęcia i podpisy mówią same za siebie.

Ooo, coś miłego mam pod ręką...

Mmmm, mięciutki ten kocyk...

Spróbuję, czy równie dobrze smakuje!

Co? Mówisz, żeby jednak nie jeść?

A tam mama, nie znasz się

sobota, 9 marca 2013

Nowomowa

Najwieksza zabawkowa fascynacja Maksa pozostaje 'Herofactory'. Nie pamietam, czy juz Wam o tym pisalem. Wrzuce kiedys kilka zdjec kreatur stworzonych przez Maksa.
Tymczasem oficjalnie oglaszam nowe pojecie zastepujace slowo 'wyrzutnie'. Dzisiaj rano pierworodny tak powiedzial:
Spojrz! Ten bedzie mial dwie WYSZCZELNIE!

czwartek, 7 marca 2013

Ojciec Gotfryda

- Kim chciałbyś być, jak dorośniesz? - zapytała kiedyś mama Maksa.
- Gwiazdą rocka!
A to próbka (trochę mało rockowa) sprzed kilku miesięcy:
http://www.youtube.com/watch?v=4ietKnjhg9k 

Ta deklaracja jest już nieaktualna. Potem chciał zostać lekarzem - dlatego na spacerach musiałem wymienić każdą możliwą specjalizację, a Maks dzięki temu wie, czym się różni ortopeda od laryngologa.
Teraz jesteśmy na "etapie poszukiwacza skarbów". Generalnie założenie jest takie: Maks chce być b. bogaty, więc szuka możliwości, wypytuje, co ma mu dać w przyszłości wysoki status finansowy.
Ewentualnie marzy, żeby jego tata był jak tata Gotfryda z "Mikołajka". Tata Gotfryda był niesamowicie bogaty i kupował Gotfrydowi wszystkie zabawki, jakie tylko chciał.
Jakoś nikt mnie nie zapytał, czy ja bym chciał być taki jak ojciec Gotfryda?



poniedziałek, 4 marca 2013

Wszystko od nowa!!!

Historia zatoczyla kolo. Oto znowu, po pieciu latach, sam na sam z malym czlowiekiem w domu. Tym razem to nie Maks, jak wskazuje tytul bloga, ale Felo Feliks Felucha.
Tata wyszedl z biura i nie wroci przez najblizsze 2 miesiace. Zegnajcie papiery, segregatory, komputery, biurka, korytarze, windy i podziemne parkingi!
Witaj wiosno!
Witajcie lasy gotowe na nasze z Felem spacery!
Witajcie zupki i mleczko w butelce!
Witajcie pieluchy i kupki!
Witajcie grzechotki i szeleszczace zabawki!
Witaj moj kochany Feloslawie!



sobota, 23 lutego 2013

Brrrr

Zimno jakos tak, jakby arktyczne wiatry do nas zawitaly. Grografie lubilem, ale do momentu, jak zaczelismy omawiac klimat, wiec nie pamietam, czy taki wiatr moze tu doleciec. Fakt, ze czasem nawet -10 nie jest tak nieznosne jak dzisiejsze -2. Brrrr...
Ale obydwa nasze pacholeta musza przyjac w pluco dawke swiezego, wiejskiego powietrza, dlatego jestesmy Na dworze. W lesie byloby pewnie cieplej, ale Maks wybral kierunek: plac zabaw.
Felo spi, ja marzne, a Maks jak Picasso...

piątek, 22 lutego 2013

Złoczyńcy

W każdy weekend niezależnie od pogody jesteśmy na spacerze. Maks pomaga mi pchać wózek, zwłaszcza pod górkę, których nam nie brakuje w okolicy. Jak tylko robi się stromo, łapie wózek za rączkę i wisi na niej dokładając mi 24 kilo do wepchania pod górę. Tak, tak, pierworodny tyle waży!
Najchętniej idziemy w las, ale gdy śniegu lub błota za dużo wybieramy drogę rowerową, płaską i niestety zwłaszcza zimą uczęszczaną przez okolicznych właścicieli okolicznych psów. Chyba zimą nie lubię ich najbardziej. Nie mogą (pieski) zaglądać w krzaki, wbiegać na łąkę, więc zostawiają wielkie kupy na środku szlaku, których łaskawie (właściciele) nie zbierają w dostępne co kilkaset metrów woreczki.

Manewrowanie wózkiem – tzw. kupowy slalom – to jedno, ale w tym samym czasie muszę pilnować Maksa gaduły, żebym później nie musiał dłubać w jego podeszwach. Kiedy po raz setny wykrzykuję do niego ‘Uważaj!’ zrezygnowany dodaję:

- Idą na spacer, stojak z workami na g… co kilkaset metrów, a mimo wszystko nie przeszkadza to psiakowi (w domyśle właścicielom nie przeszkadza) zesrać się na środku rowerowej drogi. Jak tak można?

A Maks przytomnie:

- No, to prawdziwi złoczyńcy.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Narciarz

Co prawda trzeba bylo 13.5 godz, zeby dotrzec na miejsce i 10.5 godz, zeby wrocic do domu - jak ten Felo to wytrzymal? - ale warto zobaczyc, jak z kazdym wyjazdem Maks nabiera coraz wiekszych narciarskich umiejetnosci...

środa, 6 lutego 2013

Z dala od domu

Tak juz maja tatusiowie, ze czasem misza, pardon, musza pojechac tam, czy owam.
Mozna pospac? No niby tak, choc ja na wyjezdzie budze sie o tej samej porze, co w domu, np. o 2:45 i 5:52. Cholera wie dlaczego.
Mozna tesknic? No mozna. Zwlaszcza teraz, kiedy sie mnozy tesknote przez trzy...
Mozna zejsc do hotelowego baru wieczorem? A no mozna. Bo to najlepsza czesc wyjazdu...

czwartek, 31 stycznia 2013

Niedaleko pada jablko...

... od jablka. Taaa, wdal sie Felo w Maksa i jest aniolkiem za dnia i diablem wcielonym w nocy. Dla porzadku historycznego odnotujmy, ze Maks spi rewelacyjnie od ukonczenia 2.5 roku. Pytanie, czy Felodiablo tez bedzie czekal tak dlugo, czy wczesniej da nam umeczonym rodzicom pospac...
W nocy nieprzytomni nie dokumentujemy diabelskich wyczynow, ale za dnia trafi sie upamietnic mordeczke aniolka. Prosze bardzo:






sobota, 19 stycznia 2013

Zima

Kiedys to byly zimy. Snieg po kolana, drogi biale, potem buro-szare, temperatura ponizej zera, czesto bardzo ponizej...
Teraz juz takich zim nie uswiadczysz, tym bardziej tu, gdzie mieszkamy. Jesli zima jest bialo przez wiecej niz dwa tygodnie, to mozna zaznaczyc w kalendarzu, ze zima ostra byla.
Od tygodnia jest bialo, a przeciez pare tygodni temu tez byl snieg wszedzie.
Spacer, albo bieg w sniegu, to podwojna przyjemnosc. A w takim doborowym towarzystwie jak Maks i Felo... to przyjemnosc potrojna!


wtorek, 15 stycznia 2013

Swietlana przyszlosc

Babcia:
- Maks kim chcesz byc jak dorosniesz?
Maks:
- zwyklym rodzicem...