wtorek, 28 grudnia 2010
Cicho-sza
Typowa sielanka - wolne, można by pospać do ... no właśnie. Maks jak zwykle, gdy nie trzeba wstawać do przedszkola, budzi się wcześniej i jedynym ratunkiem (czyt.możliwością przedłużenia drzemki) jest zaproszenie go do naszego łóżka.
godzina... gdzieś przed siódmą
Maks ląduje u nas. Piesek przytulanka też. Nowa poduszka z Zygzakiem też.
Godzina 7.03
Maks (wyraźnie rozbudzony): Ej, tato! Możemy odsłonić żaluzje, żeby zobaczyć czy jest już jasno?
Tata (wyraźnie zmęczony): Maks... cichutko...
Godzina 7.04
Maks (teatralnym szeptem): Ej, tato! Odsłonimy, żeby zobaczyć, czy już jest jasno?
niedziela, 26 grudnia 2010
Kawa po wiedeńsku
Chłopaki wykorzystali tradycję świąteczną i spoili się grzanym winem, zaliczyli parę kolejek na karuzeli przy 10-stopniowym mrozie i porządnie pokłócili o krokodyla, który wpadł oko Maksowi a stanowi własność Fabiana.
Biorąc pod uwagę, jak bardzo Maks przypomina krokodyla czołgając się po ziemi, rozdziawiając szeroko paszczę - jemu taki krokodyl się po prostu należy! I co się okazało po paru dniach? Że spod choinki wypełznął jeden taki zielony i siadł na plecach Maksiowi. Radości nie było końca.
sobota, 18 grudnia 2010
Literki
Kto z Was nie ucieszyłby się, gdyby Wasz trzy-(i pół)-latek zupełnie naturalnie próbował przeczytać kolejne słowa. Niedawno sobie przypomnieliśmy z mamą, jak odebrała Maksa z przedszkola jeszcze przed erą śniegu, ale za to w deszczu, a ten w drodze do samochodu, czytał nazwy każdego modelu, jaki zobaczył.
- Świetnie - mówię - wiesz, tak sam od siebie zabiera się za czytanie. To oznacza, że to mu się podoba.
- No tak, ale nasz samochód stał na końcu parkingu...
piątek, 17 grudnia 2010
Narty Małysza
Od paru dni doświadczamy typowego narciarsko-żołnierskiego rytmu zimowych wakacji. Pobudka, śniadanie, zakładanie - nie wiedzieć czemu - niewygodnych butów, pakowanie Maksa na sanki i wymarsz do wyciągu. Śniegu co nie miara, mróz z nami jest też. W takiej leniwie-wypoczynkowej scenerii pokazujemy Maksowi, że zimą nie ma to jak narty.
Z bólem w krzyżu męczymy się nie mniej niż Maks, bo narciarskie przedszkole, które przez telefon brzmiało: "tak, nawet Wasz 3.5 letni syn może brać udział w zajęciach na śniegu, potem lunch i znowu śnieg, pełna opieka do godz. 15" na miejscu okazało się być ofertą: "kurs z opieką tylko dla dzieci powyżej 4-tego roku, a wasz syn może wykupić prywatne lekcje". Od czego jednak jest plan awaryjny... Maks z nami przed południem na górze, a od 13-tej w hotelowym przytułku dla dzieci. Aby go nie zniechęcić do białego szaleństwa, dawkujemy mu je ostrożnie. W sumie więcej czasu zajmuje nam przerwa na jedzenie niż zjazdy Maksa, ale od czegoś trzeba zacząć.
Widać jednak, że Maks nie tak sobie wyobrażał jazdę na nartach. Bez przerwy dopytuje, kiedy zaczniemy skakać. Co chwilę krzyczy, że widzi Małysza, bo wszyscy mamy na głowach kaski i gogle. Coś musi być w tych skokach, skoro Maks uparcie twierdzi (cytuję): "Chsiałbym być Adam Małyszem."
czwartek, 9 grudnia 2010
Było nas trzech...
W ramach zabaw na świeżym powietrzu Maks najadł się śniegu...
a tata pokazał jak się robi klasycznego bałwana (sic!)
Ale najważniejsze, że codziennie mamy czas tylko dla siebie, na prawdziwie męskie rozmowy. Kiedy poszliśmy wczoraj na pizzę, Maks powiedział, że jak będzie duży, to też będzie lubił piwo. Tak jak mówię, prawdziwie męskie rozmowy...
niedziela, 28 listopada 2010
Nie padze w Hadze
Jeśli nie macie zbytnio czasu, to tak wiele można zrobić w 24h tylko w jednym mieście - Hadze.
piątek, 26 listopada 2010
Czym kończy się szczepienie?
piątek, 22 października 2010
Savoir vivre
wtorek, 19 października 2010
Przedszkolak
czwartek, 14 października 2010
Jak to dobrze, że jest mama
wtorek, 14 września 2010
Ej
niedziela, 12 września 2010
Grzybobranie
niedziela, 5 września 2010
Szarik i Leon
- A pamiętasz, jak byliśmy w takim wakacyjnym domku? Mhh [jego ulubione słówko ostatnio]. I jak bawiłem z Brunem i Iwem? [typowy dla Maksa brak 'się']
- I zdaje się, że tam były jakieś psy. Pamiętasz jak się nazywał ten piesek, który do nas przychodził codziennie? - sprawdzamy jego pamięć.
- Mhh. On nazywał się Leon. I był taaaaaki duży. Mama... a jak się nazywał piesek, taki nie-Leon?
Skubany pamiętał o koledze Leona, którego nam nigdy nie przedstawiono po imieniu.
- Szarik! - wypaliła mama.
- Tak jak ten piesek, gdzie panowie strzelają?
- ...tak - nieśmiało przyznaliśmy, nie mając wcześniej pojęcia, że Maks zna pancernych.
- To szariki są dwa?
środa, 18 sierpnia 2010
Mistrzostwo świata
Prawdziwe mistrzostwo świata, oczywiście nie mające nic wspólnego z mundialem sprzed miesiąca – to wyjazd na wakacje i chwilowe porzucenie dziecka. Nie mam na myśli pozostawienie potomstwa pod sklepem lub w sklepie, ale przerzucenie ciężaru całodobowej opieki na babcię. Żeby nie było – babcia BARDZO chętnie w takowym procesie uczestniczy, a przy jej boku Maks znowu staje się najbardziej uroczym dzieckiem na świecie, takim co to nie marudzi, wszystko je za dwóch, dobrze śpi, jest grzeczny itp. W tym czasie pozbawieni tego szczęścia rodzice udają się na zasłużony kilkudniowy wypoczynek celebrując zbliżającą się wielkimi krokami rocznicę ślubu. Ach gdybyście jedli z nami wczoraj kolację – mówię Wam: Mistrzostwo świata!
Oczywiście mama nie uśnie, jak nie zadzwonimy do lasu, gdzie z babcią pomieszkuje teraz Maks. Zwłaszcza, jak burza przechodzi za naszym oknem i cholera wie, czy u Maksa nie jest podobnie. Co te mamy mają, że nie mogą wytrzymać bez wiadomości nawet jednej doby. A tutaj tak przyjemnie i można się wyspać...
Po paru dniach szczęście nasze się kończy. Za parę chwil wyjedziemy i po paru godzinach zobaczymy się z Maksem. Jeszcze tylko spakować walizkę, do której wrzucimy czajnik, bo nasz - trudno uwierzyć - zaczął przeciekać, a ten w hotelu cudo - prawdziwe mistrzostwo świata.
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Ech, jak dobrze być na wakacjach...
Ale ruszyliśmy i początek naszych wakacji był wyśmienity. No bo jak mogłoby być w miejscu wręcz idealnym: w środku lasu, nad małym jeziorem, ze sklepem oddalonym o 5 km ("U Zenka", który i tak omijaliśmy, bo na rowerze parę kilometrów dalej, to większa frajda dla pedałujących i tych w fotelikach z tyłu). Nasze lokum jest bez tv, ptaszki ćwierkają niezagłuszane przez innych wczasowiczów (bo tych można zliczyć na palcach jednej, no... góra trzech rąk)... czy mam pisać więcej?
Maks zamieszkał w domku ze swoim PRZyjacielem Brunem. Chłopaki bez ceregieli uzgodnili, że Bruno włącza syrenę o piątej - lubi wtedy sobie coś przekąsić, po czym dalej śpi, a Maks równiuteńku o 6.29 wstaje. Po prostu. KAŻDEGO DNIA!!! Dżizas. Wynalazcom laptopa i przenośnych dvd chciałbym z tego miejsca serdecznie podziękować za ich wkład w nasze życie, choć kierowani zdrowym rozsądkiem i rodzicielską troską o normalny rozwój dziecka, nie włączaliśmy urządzeń nadawczych do godziny 7.30. Nie wiedzieć czemu, małoletni mają nad ranem tyle energii, że gdyby ich podpiąć pod jakąś nowatorską instalację produkującą energię elektryczną, to już teraz moglibyśmy z łatwością dostarczać 'czysty prąd' dla połowy Europy.
Po parodniowym treningu nawet mama się budziła tuż po szóstej. Ech, jak dobrze jest na wakacjach.
piątek, 30 lipca 2010
i po żłobku...
Przez ostatnie dni dopytywał rano w samochodzie, czy dzieci będą śpiewały dla niego joyeux anniversaire? Nie może zaakceptować nawyraźniej, że urodziny ma się tylko raz w roku.
Dziś znowu (a jechaliśmy we trójkę) pyta:
- Tato... a będą śpiewać dzieci joyeux anniversaire?
- Nie synku, nie będą, bo nie masz dziś urodzin.
- Mamo... dzieci będą śpiewać joyeux anniversaire?
- Nie. Dzisiaj nie.
Na co nasz mały trzylatek: - Jak nie, to nie.
PS. Dzieci dziś zrobiły sobie z Maksem zdjęcie pamiątkowe krzycząc Au revoir! Jak wrócimy z wakacji, to znajdziemy jakiś skaner żeby Wam pokazać.
wtorek, 27 lipca 2010
Nowy lokator
Znacie te historie, jak po powrocie z wakacji chomik odebrany od cioci okazuje się mieć inną płeć, a rybki pływające w akwarium są w nieco innym kolorze niż przed wyjazdem? Mamy jeszcze parę dni (do naszego wyjazdu, kiedy świnkę przejmą następni w kolejce), żeby świnkę utrzymać przy życiu. Z Maksem nie jest to proste, bo ten jak tylko zobaczył, że karmimy świnkę, zaczął eksperymentować i bez naszej kontroli dałby jej do zjedzenia nawet iPoda. Robi to z czystej sympatii, bo widać, że się polubili. Maks teraz codziennie rano i po powrocie ze żłobka wita się z Januszem: „Dzień dobry świnko morsko!”
Świnkę puszczamy po powrocie do domu na trawkę. Żre zielone niemiłosiernie i gdyby ją tylko przetrzymać w ogródku cały tydzień, obeszłoby się bez koszenia. Tylko, gdzie byśmy kupili przed wyjazdem takiego Janusza?
czwartek, 22 lipca 2010
‘Gdzie pójdziemy, jak wyśpimy?’
- Tatooo... (strasznie to lubię, jak do mnie się tak zwraca). Gdzie pójdziemy, jak wyśpimy?
- Jutro jest czwartek. W czwartki idziemy do dzieci.
- A potem?
- Potem? No, co robimy w piątek?
- W piątek idziemy do dzieci?
- Hmm. Tak jak w poniedziałek, tak jak we wtorek… pamiętasz, wczoraj byłeś u dzieci. Dzisiaj też bawiłeś się z nimi w ogródku. A dziś jest środa. A po piątku będzie…
- … sobota… w sobotę jedziemy na duży plac zabaw? Na rurkę?
- Tak. A w niedzielę… gdzie pojedziemy… jak myślisz?
- Na baseeeeeen! Jupi-jej! (powtarza to ostatnio dość często – wydaje mi się, że jeden z jego zabawkowych młotków wydaje taki odgłos).
- Ale żeby mieć siłę na pływanie musisz się wyspać, a rano zjeść pełną michę. OK? No to dobranoc.
- Dobranoc – odpowiada, by po chwili zacząć od nowa – Tatoooo… A gdzie pójdziemy, jak wyśpimy?
poniedziałek, 19 lipca 2010
Urodziny
Po głosowaniu 20 VI i 4 VII, przez dwie kolejne niedziele upierał się, żeby jechać do ambasady na wybory. To się nazwa prawdziwie obywatelska postawa. Bo żeby sobie czasem poprzeklinać przed telewizorem, trzeba najpierw postawić krzyżyk w kratce większej bądź mniejszej (sic!).
wtorek, 8 czerwca 2010
Zmęczony
Oczywiście nie zawsze łatwo go zaciągnąć na piętro, ale jak już tam się znajdzie, reszta idzie jak z płatka. Kąpiel, piżama, mycie zębów i hop do łóżeczka. Przed zaśnięciem wypowiada swoiste zaklęcie, po którym mama/tata może już wyjść z jego pokoju. Wzięło to się z tego, że musieliśmy go kiedyś ściemniać, żeby został sam. Zaczęło się niewinnie od ‘tata idzie zrobić siku’. Maks dodawał ‘a Maksio pokeka’ [‘poczeka’ – tłum.]. Potem któraś z babć wprowadziła hasło ‘muszę ugotować obiadek’ i odzew Maksa: ‘tak, dla Maksia’.
Ponieważ teraz Maks już rozumie znaczenia słowa ‘zmęczony’, musiało ono trafić do wieczornej litanii, która (oczywiście dopiero po odczytaniu Franklina, wieczornych uściskach i buziakach) brzmi mniej więcej tak: ‘A teraz idź zrobić siku i kupę. A potem gotuj obiadek dla Maksia, mamy i taty. I idź do łóżeczka, bo jesteś zmęczony!’. Dzieci już od małego potrafią zatroszczyć się o rodziców.
czwartek, 3 czerwca 2010
2 (+2) kółka
Dla jego bezpieczeństwa nauczyliśmy go hamować, gdy zjeżdża z dużej górki lub zbliża się do przejścia. Z tym ostatnim jeszcze musimy poćwiczyć, bo bywa, że zatrzymuje się dopiero tak gdzieś około na grzywie zebry, licząc od zadu.
Na razie działa hasło STOP, HAMUJ albo ZATRZYMAJ SIĘ! Ostatnio się zapomniałem i wołam za nim:
- Zwolnij!
- Dzwonij?
- Zwolnij Maks.
- Dzwonij? – i zrobił dzyń-dzyń dzwonkiem, a ja lecę zdyszany za nim.
- Maks, kiedy mówię ZWOLNIJ, to oznacza, że masz zmniejszyć prędkość!
- Prędko?
- Chryste, HAMUJ!!!!
niedziela, 30 maja 2010
Samolot
środa, 26 maja 2010
Foka
- Maksio będzie foką!
- Kiedy będziesz foką? – zapytała wystraszona mama.
niedziela, 16 maja 2010
Dinozaury i Litwini
Przez zupełny przypadek (bo kalendarz odwiedzin zależy zawsze od stanu zdrowotnego dzieci przyjeżdżających lub Maksa) Litwini wpadli znowu w maratoński dzień. Tata po dwóch latach cięższy o kilka kilo poprawił swój czas w połówce maratonu o kilka minut. Strach pomyśleć, jaki czas by wykręcił, gdyby przytył np. 20 kg?
Jeszcze większy strach ogarnął Maksa na widok paru dinozaurów, które oglądaliśmy w piątek. Zwłaszcza t-rexa, który paraduje z kawałkiem mięcha w pysku. Przez wzgląd na nieletnich i pamiętając reakcje małych widzów (Maks, Mateusz, Natalka) nie pokażemy krwawych kawałków.
czwartek, 13 maja 2010
Kilka fotek z podróży
Tydzień zleciał tak szybko, jak lot w jedną i drugą stronę. Pomiędzy tym lataniem było oczywiście (1)plażowanie, (2)doskonała kuchnia, (3)kąpiele, (4)gorąca miłość... ale po kolei.
(1) Po kilku dniach piach wciąż sypie się z uszu i kieszeni. Najlepsze, że Maksowi to nie przeszkadza. Ani jeden pyłek.
(2) W ramach swojego przeciągającego się buntu Maks na wakacjach odrzucił pomocny śliniaczek. W końcu "Maks jest duuuzi i sika na stojąco", więc co się będzie stroił w jakieś chustki przy stole.
(3) Nasza wyspa dość wyludniona, wyjątkowo sprzyjająca naturyzmowi. O dziwo najwięcej pokazują ci po siedemdziesiątce i przedszkolaki.
niedziela, 2 maja 2010
Niestety chyba krótkie wakacje
Pomylić się nie mógł, bo prognoza na ten weekend była mało różowa. Co gorsza, w nadchodzących dniach wygląda tak:
Zupełnie przypadkiem (bo rezerwowaliśmy nasz wyjazd w styczniu) w taki tydzień wypinamy się na deszcz i lecimy tam, gdzie jest więcej słońca. Ponoć wiatru również, dlatego ostrzę sobie zęby na windsurfing, choć tata Tereski, którą dziś podrywał Maks, powiedział, że wiatry bywają na tej wyspie takie, że początkującym dają żagle mniejsze od Maksa, żeby za daleko od brzegu nie popłynęli. 'Niestety chyba' taki już los niewprawionych.
wtorek, 27 kwietnia 2010
Franklin
W naszym domu Franklin dostarcza wiele radości. Oczywiście Maksiowi, który nie kładzie się spać, bez spożycia dawki jednego Franklina. W ramach akcji ‘poczytaj mi mamo’ mama na zmianę z tatą zaczytują się wieczorami w tej PASJONUJĄCEJ lekturze. Obie babcie zauważyły Maksiową fascynację i przy okazji wizyty na obczyźnie przywożą kolejne tomy. Wielkie dzięki babcie!
Maks z łatwością zapamiętuje już po kilku dniach kolejnego Franklina. To cieszy, ale nie do końca. Spróbujcie ominąć choć jedno słówko podczas lektury. A przy "Franklin i noc pod namiotem" co raz pojawia się ziewnął miś, ziewnął królik. Doczytać do końca strony bez stuktrotnego ziewnięcia nie sposób.
Z odsieczą przyszedł ostatnio niezastąpiony Tomek i przyjaciele. Kupiliśmy mu książeczkę, która ma mały głośnik i wgrane melodie z ulubionego serialu Maksa. Kiedy ja kładę się z ziewającym Franklinem, Maks łapie za książkę z Tomkiem i jak DJ puszcza kawałki. Kiedy zauważyłem, że w tym czasie Franklin przestaje się liczyć, zacząłem opuszczać co piąte, czwarte zdanie. Bez problemu. Dzień później czytałem pierwszy i ostatni wers na stronie.
Ostatnio "Noc pod namiotem" trwa pomiędzy najwyżej 25 sekund, "Skarb jeziora" nieco krócej.
niedziela, 11 kwietnia 2010
...
Obydwaj dali nam pospać i dopiero przed ósmą z podkrążonymi oczami wylądowałem przed telewizorem z dziwną nadzieją, że po 24 godzinach uda się jednak wylądować.
Jest nam przykro.
poniedziałek, 29 marca 2010
Prawybory
Ponoć wszystkie dzieci lubią pluskać w bajorkach, nasz syn zatem nie odstaje od średniej światowej. Bywa, że się trochę napije tej wody, bo skacze energicznie i z otwartym dziobem.
Niedziela upłynęła nam spokojnie, jak woda po chodniku. Maks uszanował zmianę czasu i wytrzymał do przyzwoitej pory. W nagrodę ubraliśmy go w przeciwdeszczowe (pardon, cytuję 'deszowe') spodnie i było mnóstwo zabawy, bo w takim ubranku na zjeżdżalni przyspiesza tak mocno, że trzeba rozkładać siatki zabezpieczające 120 metrów dalej, jak na średniej skoczni.
Na podwieczorek przyjechała Natalka (oj będzie Maks wzdychał do niej kiedyś) z Mateuszem (kumpel ze szkolnej ławki za parę lat). Młodzież poskakała, obejrzała parę odcinków 'Tomka' - bo co innego mógłby zaproponować Maks(?) - zjadła ciacho i rozeszła się w zgodzie. Bez prawyborów wiemy, że w ich grupie wiekowej poparcie dla Tomka wynosi 65%, Henio (sapie: 'och i ach') dostaje 20%, a Gabryś (choć szybki jest jak wiatr) zgarnia jedynie 15%.
wtorek, 23 marca 2010
Wieśniak
Pod naszym okiem wyrasta mały, uprzejmy wieśniak, który niestety ma kłopoty z zachowaniem się w ucywilizowanym świecie. W sobotę pojechalismy w komplecie na zakupy i jak na dłoni było widać, kto spędza weekendy w kolorowych centrach hadlowych, a kto patrzy jak mama kozy ugania się za swoim synkiem – cytuję: ‘Maksiem kozą’. Dość powiedzieć, że Maks gotów jest dotknąć wszystkiego, czego nie chcemy kupić, uciekać między regałami, cały czas dumnie paradując z rozłożoną parasolką.
Największy cyrk odprawia przy jedzeniu i choć zamówiliśmy dokładnie to, co chciał (naleśniki z polewą czekoladową i gałką lodów), zamiast w żołądku, wszystko wylądowało na twarzy, rękach, stole, krześle i ścianie. Wstyd za takiego buraka i choć pani na koniec do nas merci, au revoir i jeszcze bonne journée to następnym razem wpadniemy tam po Maksiowej maturze. Chyba, że ustawią nam stolik w pobliskiej myjni samochodowej.
czwartek, 18 marca 2010
Maks' update
Nasz syn doskonale pamięta, że koło starego domu był plac zabaw z dużą lokomotywą. Teraz mamy blisko małą lokomotywę. Zastanawiam się, jak długo będzie nazywał dom 'nowym'. Mam nadzieję, że kiedy już przyjadą meble i pozbędziemy sie pudeł, które go tak intrygują, przestanie wspominać o starym domku.
Albo zabawa w jąkanie. We wtorek przyszedł ze żłobka i cokolwiek popopopowiedział, to to to specjalnienienie się ją-ą-ą-ąkał i przykrywał co chwilę buzię jak ryczący indianie. Stawiam orzechy przeciwko fasolce, że podłapał to od jakiegoś super fajnego kolegi i chciał nam zaimponować. Na myśl o szukaniu polskojęzycznego logopedy w rozsądnej odległości poniżej 1000km od domu (gdyby mu to zostało), zadrżałem i przeprowadziłem wychowawczą rozmowę z synem. W środę w domu, kiedy po powrocie ze żłobka włączył swoje trajkotanie, zaczął od małego popisu pt. 'jestem grzecznym synem mojego ukochanego tatusia' i oświadczył, że nie wo-wo-wo-wolno ta-ta-ta-tak mó-ó-ó-wić, tylko TRZEBA MÓWIĆ TAK WŁAŚNIE DOBRZE BARDZO.
PS. Obydwie babcie pewnie zauważyły, że udało nam się go znowu dorwać i obciąć. Znaleźliśmy dobry sposób: Maks dostaje golarkę taty i jest zajęty goleniem taty facjaty, a mama skraca czuprynę młodego. Wszelkie prawa autorskie NIEzastrzeżone.
niedziela, 14 marca 2010
Mój konik
poniedziałek, 8 marca 2010
Kto ma zieloną kurtkę
Tym razem ucierpiała dolna warga i nos, z których jednocześnie poszła krew przy zabawie samochodzikiem na kolanach – nie pytajcie, jak to możliwe, bo nie widziałem.
Kiedy kwadrans później udało się zapomnieć o wypadku (zasługa jajka niespodzianki) i wychodziliśmy na spacer, odbyliśmy tę oto dziwną rozmowę:
- Przyjdź do mnie i ubieramy się – zaczynam. – Ale masz ładną kurtkę…
- Taaa – potwierdza. – Maksio ma ładną kurtkę. A tata też ma ładną kurtkę.
- Dziękuję synku. Tu masz swój zielony szalik. Pasuje do kurtki. Też jest zielona.
- Taaa. A taty kurtka nie jest zielona – stwierdza mały człowiek.
- Zgadza się. Twoja kurtka jest zielona, a moja nie.
- Nie! MOJA kurtka jest zielona – uściśla Maks.
- Tak. Twoja jest zielona, a moja nie jest.
- Nie, twoja NIE JEST zielona!!!! – tu Maks robi się czerwony – To MOJA kurtka jest zielona, a twoja nie jest zielona.
- Maks, przecież mówię to, że TWOJA jest zielona, a moja nie.
- NIEEEEEE! To Maksio ma zieloną kurtkę. Tata nie!
- No właśnie. Twoja jest zielona, moja nie.
- NIEEEEEE! Buuuuu, to moja jest zielona, buuuuu...
Pojawia się chór grecki pod postacią mamy, który kończy przedstawienie: - wyjdziesz z nim dzisiaj na ten spacer?
wtorek, 2 marca 2010
(***) czyli Wujek Chemik na cenzurowanym
Generalnie Maks ceni sobie np. brodę dziadka ("dziadek Tesiek ma dłuuuuugom blodę"), ale żeby nie zabrodzić, ściągamy dowcip wujka Chemika do podziemia.
tataimaks
***
niedziela, 28 lutego 2010
Ajfinkamgonabised
Ale, ale - to nie takie proste, jak byście myśleli - o czym wiedzą posiadacze małych potworów. Z Maksem mamy jednak układ: pozwala umyć sobie zęby pod warunkiem zaśpiewania jednej lub dwóch zwrotek Ticket to Ride. Nie pamiętam, dlaczego padło na tę piosenkę, wiem, że zastąpiła tę z repertuaru dla przedszkolaka Szczotka, pasta, kubek, ciepła woda. Dla mnie bomba, bo ten nieśmiertelny kawałek (z 65. roku) jest bardzo przyjemny dla ucha i świetnie brzmi w łazience.
Co ja będę się rozpisywał, sami posłuchajcie oryginału: http://www.youtube.com/watch?v=uyybF0-Em3o&feature=related
Oczywiście Maks nie zna tytułu, więc w łazience prosi o I think I'm gonna be sad we właściwej dla niego wersji fonetycznej. Poprawiam go za każdym razem i już jest postęp (patrz tytuł) w stosunku do tego, co wołał na początku.
Najmniej z Ticket to Ride cieszy się mama, bo nie lubi śpiewać tak jak tata, a przy wieczornej toalecie Maks domaga się piosenki niezależnie od obsługiwacza. A co zrobi babcia, jak wpadnie i przyjdzie jej wykąpać Maksa?