sobota, 27 czerwca 2009

Cieka aja [szczeka pies]

Okazuje się, że Maks to taki mały Stefek Burczymucha. Odważnie kroczy naprzód nawet w ciemnościach, kiedy w bezpiecznej odległości idzie tata, albo mama. W wannie kręci piruety nie przejmując się ryzykiem rozwalenia głowy. W kuchni nie boi się sięgnąć po talerz ciepłej zupy i wylać go na siebie, pardon, wziąć na klatę.

Ale od kilkunastu dni, lękliwie reaguje na szczekanie okolicznych psów. Kiedy wychodzi do ogródka i zauważy go pies sąsiadów naszych sąsiadów, którego dzielą od nas 2 płoty, Maks staje po jednym szczeknięciu, zakrywa oczy i ryczy.

Najgorsze jednak, że nawet w domu może się przestraszyć. Maks, znany z super czujnego snu, zrywa się w sekundę słysząc swojego ulubieńca buszującego w ogródku. Lecimy do niego, a on w amoku: 'Cieka aja, hoł hoł!'. Jak mawia stare przyszłowie - nie da ci ojciec, nie da ci matka, tego co dać ci może sąsiadka.
Sąsiadom serdecznie dziękujemy.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Ste morda kaj pozabili?



Jeśli tylko czegoś zapomniałeś, to pewnie w Ljubljanie. Oj wiedzą, jak się tu bawić. Ktoś powiedział, że studenci to największa grupa społeczna w tym mieście i widać to na każdym kroku. A doświadczenie własne podpowiada mi, że to najlepsza rekomendacja do zabawy. A czyż może być lepsze miejsce niż nad rzeką, pod parasolem jednego z tysiąca barów opodal placu Prešernov, na którym w czerwcu wystawiają Jezioro Łabędzie Czajkowskiego. I to wszystko w tygodniu, nie czekając na weekend.

Z domu mama donosiła, że Maks jak tylko wstał po moim wyjeździe od razu: "papał tata!" - skąd wiedział? Mały skubany sporo czai, nie wiedzieć skąd. Dużo też miesza, bo jak się nauczył "idziemy na lody" to teraz lody to dla niego "nalody".

W takiej Ljubljanie nawet Maksio by sobie dał radę, bo woda to voda, chleb to chlieb a duże piwo to velke pivo. Trzeba, oj trzeba, uważać na ulicy, bo np. polskie k.mać brzmi identycznie. Gorzej, że nie można by się z Maksem wybrać na tutejsze wyśmienite "nalody". Ale tylko dlatego, że sprzedają je na kupy...

czwartek, 18 czerwca 2009

Plaster

Młodzież nastoletnia może być dumna, jeśli uda się w końcu puścić kółka z dymu papierosowego. Dziatwę szkolną rozrywa duma wtedy, kiedy np. dostaje świadectwo z paskiem. Z czego dumny ma być Maks? Czy jeśli uda mu sie podprowadzić buty taty, to wystarczy? Moim zdaniem nie. Trzeba czegoś więcej.

Ulubionym zajęciem pierworodnego jest skakanie z krawężników, schodków, przez kamienie i gdzie tylko jest to możliwe. Np. 10 metrów przed wejściem do żłobka - 'hop-pa!'. Wczoraj podbródek wylądował na murku i stało się. Krew siknęła, łzy pociekły. Panie żłobkowe przystąpiły szybko do akcji ratunkowej i po chwili Maks uspokoiwszy się, jak paw dumnie prezentował wszystkim plaster na brodzie.

W południe mama zabrała go do lekarza na szczepienia, po których dostał kolejne dwa plastry, na nodze i przedramieniu. "Plasterka" ponoć wołał uradowany jakby się bawił apteczką. Nie dziwi więc, że kiedy odbierałem go po południu, Cindy, rozglądając się za Maksem, mruczała pod nosem: gdzie ten Rambo?

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Problem pieluchowy

Nie wiem jak u Was, ale tutaj w niedzielę mieliśmy prawdziwe lato. Jeszcze w sobotę wujek Paweł wpadł na pomysł, żeby pojechać nad wodę. To jeden z tych pomysłów, którego się żałuje na drugi dzień, kiedy człowiek chciałby poleniuchować w domu, ale my i tak nie mamy nic do stracenia, bo nie zwykliśmy z Maksem wylegiwać się w niedzielę do południa.

Kiedy w końcu udało się nam spakować leżaki, kocyk, piłki, samochodzik, książeczki, zestaw do piachu (choć wiadomo, że nad tą wodą nie ma piasku) i wsiedliśmy do samochodu, Maks nauczył się nowego zwrotu: "Nad wodę!" albo raczej "Na bode!".

Słonko przygrzewało, więc wujek Paweł wpadł na kolejny genialny pomysł: wchodzimy do wody! Weszliśmy, ale po krótkim zmrożeniu ciała od szyi w dół trzeba było się grzać z kiełbaskami na grilu. Przy okazji słonka gorącego postanowiliśmy, że Maks mógłby w końcu poczynić jakieś postępy w załatwianiu niektórych potrzeb (nocnik znów w odstawce). Wszyscy rodzice twierdzą, że najlepiej latem puścić dzieciaka w majtkach bez pieluchy i bardzo szybko mały się zorientuje, że trzeba wołać przed, a nie po. Oczywiście, nie pozbawiamy dziecka pieluchy na czas snu/drzemki.
Tyle teoria. W praktyce wygląda to mniej więcej tak: Maks - twardziel - w majtkach nie popuszcza ani kropli. Zgodnie ze swoją strategią całość potrzeb załatwia w pieluchę, którą w trosce o jego sen założyliśmy na czas drzemki. Oczywiście drzemka trwała nie dłużej niż 5 minut, mniej więcej tyle, ile potrzebował na spokojne załatwienie sprawy.
Maks generalnie olewa problem pieluchowy.

piątek, 12 czerwca 2009

Reportaż

W życiu każdego chłopaka musi przyjść taki moment, kiedy oderwie się od mamy i taty i ruszy w świat. Ewentualnie, to mama i tata ruszą w świat, a on ląduje w Rabce.

Nasz eksperyment się chyba udał: zaproponowaliśmy babciom wyjazd w góry z Maksem, jedna z babć dorzuciła 4-letnią Matyldę - kuzynkę Maksa, a my w tym czasie oddaliliśmy się na bezpieczną odległość za ocean. Było z tym trochę kłopotu, bo mama przez to, że nie je mięsa, nie akceptuje świńskiej grypy, poza tym w ostatnią noc, kiedy kładliśmy Maksa, powiedziała, że chyba nie jest gotowa go zostawić, Maks jakby podskórnie czuł, że go opuścimy i trochę potrząsał łóżeczkiem zanim zasnął, a ja byłem chory, tak jak przed wakacjami 3 lata temu, podczas których złapałem ospę.

Mimo wszystko wyjechaliśmy do kraju, w którym zamawiając kawę ryzykuje się otrzymanie 4-litrowego wiaderka, sztućce nawet w hotelu są plastykowe, croissant jest wielkości przyzwoitego bochenka chleba, a każdy kierowca musi przejść kurs szybkiego czytania, bo żaden ze znaków drogowych nie przypomina europejskich symboli, tylko jest pełen opisów.

Podczas gdy my byliśmy zajęci oblatywaniem muzeów, wdychaniem miejskiego powietrza, leżakowaniem w parku, objadaniem się NAJLEPSZYMI NA ŚWIECIE ciachami sernikowymi w Magnolia Bakery


Maks najzwyczajniej w świecie zapomniał, że ma mamę i tatę i w ogóle nie przejawiał oznak tęsknoty - tu opieram się na babcinej relacji.

Nasz syn stworzył z Matyldą (ku wielkiej radości obu babć) grupę taneczno-wokalną pod nazwą "Bawimy się od rana do wieczora". Kakilka, jak nazywa ją Maksio, była odpowiedzialna za jego rozwój językowy i ruchowy. Maks rozgadał się na całego, zdania coraz częściej składają się z 3 słów, z których przynajmniej 2 są w miarę zrozumiałe.
Maks z wdzięczności pokazał jej, co to znaczy mieć koński apetyt i od teraz mała Kakilka, kiedyś niejadek, nie odmawia zupy, parówek czy chleba.
To dowodzi, że nasz eksperyment się udał.

Również nam, bo od 2 lat nie czuliśmy się tak swobodnie. Do tego stopnia, że sam B.O. pozazdrościł nam wakacji i zaprosił małżonkę na sobotnią randkę do NY. Zrobiło się dość głośno niedaleko naszego hotelu i chyba pierwsza para przeciągnęła tę randkę do późnego ranka, bo jeszcze w niedzielę, parę pobliskich ulic było zablokowanych. Ech chłopie, jak się bawić, to się bawić!

środa, 10 czerwca 2009

wszystko przez krówki

Jesteśmy pratiquement au rez-de-chaussée – mówi opalony koleś z wyraźnym akcentem hiszpańskim, czyli na parterze. Ale te pratiquement robi różnicę i to dość sporą, bo drzwi tej cholernej windy nie otworzyły się. Słychać rozmowy szczęściarzy, którzy nie wsiądą do windy nr 6, ale odjadą za chwilę na któreś tam piętro. Tylko ja, cholerka, któremu zachciało się wpaść na kawę do innej kafeterii i jeszcze się zatrzymałem skuszony prawdziwymi polskimi krówkami u znajomego, muszę kiblować w tej windzie.

Wszystko przez panią, która jak sama przyznaje, przynosi pecha. Niedawno rozwaliła samochód, kupiła nowy - nie wiedziała, zdaje się, gdzie jest wskaźnik zużycia paliwa i stała jak ta trąba gdzieś na trasie 6 godzin, czekając na przyjazd pomocy drogowej (mieli chłopaki pewnie tęgi ubaw). Ale, co ważniejsze, w ciągu ostatnich 2 lat, owa dama już czwarty raz siedzi w zaciętej windzie. Ta ma limit 1300kg, ja co prawda przytyłem na wakacjach, ale daleko mi do pani madame...

Wentylator działa tylko na obrazku, oddychamy ciężko jak sprinterzy po finałowym biegu. Zaczyna brakować powietrza, jest gorąco, obluzowuję krawat, ach żeby z kim innym utknąć w windzie…

Idą w ruch komórki, madame spieszy się do znajomej, która za chwilę rodzi i potrzebuje wsparcia przyjaciółki, a pan … też się spóźni, ale na co to nie wiem, bo po hiszpańsku potrafię co najwyżej zapytać „jak się masz?”. Zaczynam wstukiwać treść tego bloga, chcąc wykorzystać sposobność i powoli odliczam kolejne minuty - z jednej strony chcąc się jak najszybciej wydostać, z drugiej przeciągnąć gdzieś do 16, by już nie wracać do biura.

Wychodzimy po 32 minutach. Ochrona spisuje nasze nazwiska do jakiegoś raportu. Jeśli spróbują mnie obciążyć odpowiedzialnością za tę sytuację, zwalę na Pawła. I jego krówki.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Wakacje

Sprawa sie rypla. Mama Rysia od razu wyniuchala, o co chodzi z ta przerwa i powiedziala, ze na pewno wybyli.

Nie mogla wiedziec, ze wybylismy rock'n'rollowo! Zmienilismy strefe czasowa (na taka bez polskiej czcionki) - kiedy Wy wstajecie rano, my przewracamy sie na drugi bok. Ale, co najwazniejsze, wysypiamy sie we dwojke za wszystkie czasy... bo podczas przygotowan do podrozy zapomnielismy zapakowac Maksa...

Z Maksem wszystko w porzadku - uspokajam - jest pod opieka swoich dwoch wspanialych babc.

Relacja z przebiegu tego eksperymentu wychowawczo-wakacyjnego w przyszlym tygodniu.
[tataimama]