wtorek, 7 czerwca 2011

Wakacje


Jak Wam powiem, że nie pisaliśmy, bo nas trochę nie było to i tak nie uwierzycie. Niestety, nie da się blogować z telefonu, a komputera nie wzięliśmy. Ale zdradzę Wam, że:
- Maks nawet podczas siedmiogodzinnego lotu oka nie zmruży,
- zmiana strefy czasowej wpływa dramatycznie na skrócenie jego snu,
- w związku z powyższym odkryłem, że w Central Parku całkiem przyjemnie biega się o 5.30 rano, a takich (nie)szczęśliwców o tej porze jest więcej,
- po kilku dniach wsłuchiwania sią w angielskojęzycznych Maks zaczyna gadać po angielsku - przynajmniej on tak twierdzi,
- Maks wie, kto mieszkał w Dakota House,
- choć widać dwa, Maks twierdzi, że wodospady Niagary są trzy,
- i nawet małe lody mogą być baaaardzo duże.



piątek, 29 kwietnia 2011

Fotek parę

Mama kiedyś powiedziała: jak już nie piszesz, to przynajmniej jakieś fotki byś wrzucił, bo babcia się dopomina. Nie wierzę, żeby babcia wnuka mogła zapomnieć, ale .... poza tym zgoda w naszym domu to norma, dlatego poniżej kilka (historycznych) niemalże zdjęć.


Dawno, dawno temu, jak jeszcze widać było trochę śniegu.


Nieco później, kiedy trzeba było zrzucić zbędne kilogramy z głowy.


To z kolei wcześniej, bo był karnawał.


Pierwsze ulepione przez maksa pierogi! Bravo Maks! (Babcia Ewa przysięga, że zrobił to sam)


sobota, 9 kwietnia 2011

Franklin

Przez swoje całe żłobkowe życie i początek przedszkola, Maks nigdy nie miał przytulanki. Owszem, w domu królowała poduszka w kształcie baranka, a przy niej piesek, do którego lubił się przytulić także podczas dłuższej drogi (co mi przypomina jedną z deszczowych podróży, kiedy na parkingu przeszukiwałem bagażnik, bo przecież „piesek bardzo się za mną stęsknił”). Potem babcia Ewa sprawiła mu małego Franklina, który zdetronizował wszystkie poprzednie przytulanki. Franklin siedział sobie spokojnie przez cały dzień sam w łóżku i czekał na Maksa. Do czasu…

Nie było mnie parę dni w domu i kiedy nad ranem pakowałem Maksa do samochodu nie zwróciłem specjalnej uwagi na to, co ma w ręku. Weszliśmy do przedszkola, drugie piętro, Maks już w kapciach, gdy nagle słyszę: Zostawiłem Franklinaaaaaa! Oż ty… no dobra. Przyniosę, a syn będzie szczęśliwy. Akurat… To znaczy będzie, ale musi koniecznie ze mną pójść do samochodu. Ubieram go szybko, zakładamy buty i do auta. Jest, czeka uśmiechnięta zielona mordka. Bierzemy i do przedszkola. Szybko, bo pada. Nagle: Franklin spaaaaadł! Oż ty… na dodatek cały teraz brudny. Chyba Franklinowi niepisane pobawić się w przedszkolu. Co robić? Zawracamy do auta. Zostawiamy zwierzaka i obiecuję go wyprać wieczorem. Wchodzimy na drugie piętro, Maks markotnieje z każdym schodkiem. O co chodzi? No tak, Franklin. Wracamy do auta (żesz ty Franklin ^!_+^%$$#!!!). Biorę żółwia za fraki i do łazienki. Szybkie mycie i na kaloryfer. Tłumaczę Maksowi, że do drzemki Franklin wyschnie, co zostaje przyjęte z uśmiechem. No to buziak i pryskam. Przy aucie na chwilę się odwracam i sprawdzam, przez które okno mogę się dostać, jeśli kiedyś przyjdzie mi szukać Franklina w przedszkolu po północy…

sobota, 2 kwietnia 2011

Pobożne życzenie

Niedawno byliśmy na nartach. Dojechaliśmy aż do Włoch, bo miało być słońce na stoku i dobre żarcie. Skończyło się na dobrym żarciu. Maestro Carlo, który uczył Maksa jazdy na nartach powiedział, że to najgorszy tydzień w całym sezonie. Właścicielka apartamentu zaklinała się, że czegoś takiego nie było wcześniej. I że oczywiście zaprasza w przyszłym roku. Będzie słonko :)

W środku tygodnia kiedy Maks zadowolony – bo jemu kaszel nie psuje nastroju w przeciwieństwie do opiekuńczej mamy - wrócił z narciarskiego przedszkola, pojechaliśmy zwiedzić Bolzano. W ramach zwiedzania weszliśmy na chwilę do katedry, która nawiasem mówiąc nie zasługuje na większą uwagę. W środku Maks zaczął śpiewać fragment ‘a pokój na ziemi!’ Potem zapytał, czy możemy zapalić świeczkę. To robota babci – pomyślałem.

- Ok, wrzuć monetę do tej skarbonki i wybierz świeczkę. A teraz poprosimy o zdrowie, żebyś już więcej nie kaszlał. Panie Jezu, żebyśmy byli zdrowi.

- Co?

- Jak zapalisz świeczkę to powiedz: Panie Jezu, żebyśmy byli zdrowi.

Nie zastanawiając się zbyt długo Maks podszedł do jakichś babuleniek, która odpalały świeczki i wypalił: Panie Jezu, żebyśmy byli zdrowi! Okazuje się, że nasza babcia jednak ma jeszcze trochę do zrobienia.

Kiedy już nacieszył się świeczką, wyprowadziliśmy go na świeże powietrze. Dopiero po paru głębszych wdechach przestał śpiewać swoją mantrę a pokój na ziemi!

czwartek, 31 marca 2011

Znak czasu

Miarą upływu czasu od ostatniego wpisu na blogu niech będą następujące wydarzenia:

- zakończony sezon narciarski, który przyniósł Maksowi puchar za zdobycie…, no… za udział po prostu,

- nadejście kalendarzowej (a w przypadku naszej okolicy najprawdziwszej, słonecznej) wiosny,

- ostatni oficjalny skok Małysza, bo nie wierzę, że chłopina nie będzie chciał od czasu do czasu wpaść do Wisły Malinki i oddać „dwa równe skoki”.

Z lenistwa tłumaczyć się nie chcę, bo każdy przeżywa na dniach wiosenne przesilenie. Wybudzenie z długiego, zimowego snu zajmuje trochę, a tymczasem Maks zmienia się w prawdziwego chłopa.

Ostatnio powalił mnie swoją groźbą, kiedy zwróciłem mu uwagę, że nie powinien domagać się słodyczy na stacji benzynowej, bo nie po to go wypuszczam z auta, żeby sobie psuł zęby, co najwyżej może powdychać nieco benzyny lub ropy.

- Maks! Więcej proszę tak się nie zachowuj! Nie możesz obżerać się czekoladą, a do tego robić sceny na stacji, kiedy usiłuję sobie przypomnieć PIN przy kasie.

- Jak będziesz tak mówił, to nigdy Cię nie zaproszę do mojego pokoju! – skąd on to wziął – nie wiem.

Ale prawdziwym kamieniem milowym w życiu naszym i Maksa był niedzielny poranek. Nie dość, że całkowicie zignorował zmianę czasu (zwykle przestawiał swój zegar biologiczny i wstawał mimo wszystko o siódmej, lub przed) to po przebudzeniu wymknął się cicho do łazienki bez typowego wrzasku: tata, ja chce siku! – załatwił, co miał załatwić i UWAGA: nie proszony WYMYŁ RĘCE! Nauka nie idzie w las J

Gdyby jeszcze po wyjściu zgasił światło…

czwartek, 24 lutego 2011

Bolek i Lolek


Odwidziało się Maksowi ostatnio i w drodze do przedszkola nie śpiewamy już Hejdżud ani Letitbi. Teraz przerabiamy opowiadanie historyjek. To duże wyzwanie, bo piosenkę śpiewa się miło i z pomocą oryginału płynącego z głośników, a historyjkę trzeba z głowy.
- Tato, a opowiedz historyjkę o krokodylu.
- Dobra, ta historia opowiada o krokodylu i małym chłopcu, który miał na imię Bolek.
- I Lolek też?
- Nie Lolka tam nie ma. Był sobie mały chłopiec Bolek, który miał 3,5 roku.
- To tak jak ja!
- Właśnie. Bolek był bardzo krnąbrnym i niegrzecznym chłopcem, wyobraź sobie, że rzadko słuchał swoich rodziców. Kiedy tata go prosił, żeby nie ruszał czegoś, to Bolek zawsze robił na opak i np. tłustymi łapami - bo lubił jeść spaghetti z oliwą bez widelca - obłapiał wszystko w zasięgu wzroku, no w sumie rąk. Pewnego dnia Bolek wyjechał z rodzicami na wakacje do ciepłego kraju, w którym rosną tropikalne lasy. A w takich lasach czai się dziki zwierz.
- LEEEEEEW!!!!
- Na przykład. Albo krokodyl, który spaceruje sobie po lasku i ostrzy zęby na jakąś miłą przekąskę. Rodzice Bolka powiedzieli mu, żeby sam nie wychodził z hotelu i nie kręcił się koło małego stawu na skraju lasu. I co się stało? Czy Bolek posłuchał rodziców? Oczywiście nie. Podczas popołudniowej drzemki, kiedy rodzice myśleli, że Bolek słodko śpi, ten wymknął się cichaczem i udał na spacer opodal stawu. Tam, koło zwalonej palmy wylegiwał się niesamowicie silny i zwinny krokodyl. Od razu wypatrzył małego Bolka, który biegał coraz bliżej jego ostrych zębów. Bolek był coraz bliżej i bliżej i bliżej i nagle!!! Krokodyl ruszył do ataku i złapał małego Bolka swoimi zębiskami i schrupał w try-miga. A przecież gdyby tylko Bolek posłuchał mamy i taty, to by nie poszedł tam na spacer i krokodyl by go nie zjadł, prawda? Lepiej być grzecznym i słuchać rodziców, co?
- Tato!? A gdzie poszedł Lolek?

czwartek, 20 stycznia 2011

Miód

Nawet małe dziecko wie, że cukier nie jest zdrowy. Co innego miód. Ponieważ pradziadek Maksa był bardzo dobrym pszczelarzem, Maks ma należyty do miodu szacunek i generalnie obejść się bez niego nie może. Łyżka miodu do michy porannej, druga wprost do buźki i od razu świat jest lepszy.

Na opakowaniu ulubionych płatków uśmiechnięta pszczółka obserwuje Maksa prowokując nieuchronnie dyskusję:

MAKS: Czy pszczoły robią miód?

TATA: Tak. Pszczoły są bardzo pracowite. Cały dzień harują i robią miód.

MAKS: A co robią osy?

TATA: ...hm, się op... balangują...

MAKS: Balanują? (czyt.baranują)

TATA: Nie. Ba-lan-gu-ją!

MAKS: A, bala-kłują!

wtorek, 18 stycznia 2011

Dlaczego?

Są w telewizorni dziennikarze, którzy zadają pytania z częstotliwością 10 na minutę. Widzowie mogą myśleć, że więcej się nie da wycisnąć z minuty, ale nic bardziej mylnego. Maks w ringu z taką Moniką O. zasypałby ją tysiącem pytań i wykończył jeszcze w pierwszej rundzie.

Parę miesięcy temu weszliśmy w erę DLACZEGO. Maksowi się buzia nie zamyka i pyta:

- A dlaczego musisz lecieć do Warszawy?

- A dlaczego musisz pracować?

- A dlaczego będziesz spał w hotelu?

- Ja też chcę jechać do Warszawy. Dlaczego nie mogę z tobą lecieć do Warszawy?

Po całej litani wraca do pytania: A dlaczego musisz lecieć do Warszawy? Może tak bez końca. Ponieważ są to dla nas obu trudne rozmowy – kto lubi rozstania? – wolę, kiedy rozmawiamy o sprawach codziennych. Oczywiście mam swój limit wytrzymałości i po pewnym czasie przyjmuję strategię „odpowiedź powinna być wyczerpująca, szczera i przydługawa” i na pytanie nr 654 (jak również 213, 388 i 461 – bo pytania mogą sie powtarzać) w któryś ze styczniowych poranków: „A dlaczego ten samochód ma włączone światła?” cierpliwie odpowiadam:

„Przede wszystkim dlatego, żeby oświetlał sobie drogę. Dzięki temu będzie mógł w porę dostrzec zakręt, dziurę w drodze i dostosować prędkość do bezpiecznego poziomu. Skoro mowa o bezpieczeństwie, to światła ostrzegają innych uczestników ruchu drogowego. Kiedy np. wyprzedzamy jakiegoś zawalidrogę, musimy zachować zwiększoną ostrożność, a samochód nadjeżdżający z naprzeciwka jest nawiększym zagrożeniem. Jeśli będzie miał włączone światła, zobaczymy go z większej odległości. Ponadto w niektórych krajach przepisy drogowe wymagają, aby samochód miał zawsze włączone światła.”

Cisza. Jedna sekunda, dwie, trzy.

„Ej, tato! A dlaczego tamten samochód nie ma włączonych świateł?”

wtorek, 11 stycznia 2011

Rekord świata

Każdy z nas to przeszedł. Niektórym to zostaje i nawet trafiają do sejmu. Zakładam, że Maks skończy lepiej w przyszłości i kiedy tylko mogę, wyłapuję te perełki i tłumaczę, że to nie tak.

Gramy w piłkę w pokoju. Nie wykorzystuję naturalnej przewagi w trosce o lampy i inne szkło, dlatego piłkę kopię lekko. Maks chwyta i woła: ZABRONIŁEM gola!
Po jakimś czasie nudzi mu się piłka i po prostu ścigamy się od kuchni do tarasu. W trosce o szczęśliwe dzieciństwo Maksa, maksymalnie zwalniam i Maks wygrywa: WYGONIŁEM ciebie!

Ale najlepszy jest, kiedy bawi się sam. Zaczyna odbijać kijkiem balona i krzyczy: UBIŁEM rekord świata!

Nie wytrzymuję i wołam z kuchni: mówi się "pobiłem".
Maks: ODBIŁEM!
Powtarzam kolejny raz: nie, mówi się "pobiłem"!
Maks (dumnie): OBIŁEM rekord świata.
Może jednak skończy w parlamencie...

czwartek, 6 stycznia 2011

Epoka lodowcowa


Za oknem (u nas) odwilż, topi się śnieg, lodu coraz mniej, a Maks życia bez 'Epoki lodowcowej' sobie nie wyobraża. Przez jakiś czas był dinozaurem Rudim, dość długo pochłaniała go rola tygrysa Diego, ale od tygodnia Maks to Buck - dla przypomnienia: opos z trzeciej części, który zwalcza Rudiego. Kiedy mu zarzuciłem przy śniadaniu, że je zbyt wolno jak na dzielnego Bucka, odparł na to, że on jest Buckiem, który je p-o-w-o-l-u-t-k-u.

Jedziemy razem z mamą i Maksem do pracy/przedszkola. Maks z tyłu syczy, warczy - generalnie cały zestaw dźwięków zwierzęco-dinozaurowych. Mamy tak w domu już od jakiegoś czasu.

Pytam: Kto tam z tyłu tak hałasuje?
Maks: To ja BUCK!!! - a po chwili dodaje - Tato, mamo, ja jestem Buck, to wy też jesteście oposami.
Mama do mnie: Kim chcesz być? Zdzichem, czy Edkiem?

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Jak rozpoznać grzecznego chłopaka?

Mógłbym się tu rozpisać, ale sami zobaczcie, jak Maks rozpoznaje. Wystarczy?