piątek, 30 lipca 2010

i po żłobku...

Przychodzi tak czas w życiu każdego mężczyzny, że trzeba odejść ze żłobka. Łezka w oku się kręci (mamie), bo oto dziś Maks opuścił mury pierwszej uczelni. A jeszcze nie tak dawno zaczynał swoją przygodę żłobkową. Och, jak ten czas leci...
Przez ostatnie dni dopytywał rano w samochodzie, czy dzieci będą śpiewały dla niego joyeux anniversaire? Nie może zaakceptować nawyraźniej, że urodziny ma się tylko raz w roku.
Dziś znowu (a jechaliśmy we trójkę) pyta:
- Tato... a będą śpiewać dzieci joyeux anniversaire?
- Nie synku, nie będą, bo nie masz dziś urodzin.
- Mamo... dzieci będą śpiewać joyeux anniversaire?
- Nie. Dzisiaj nie.
Na co nasz mały trzylatek: - Jak nie, to nie.

PS. Dzieci dziś zrobiły sobie z Maksem zdjęcie pamiątkowe krzycząc Au revoir! Jak wrócimy z wakacji, to znajdziemy jakiś skaner żeby Wam pokazać.

wtorek, 27 lipca 2010

Nowy lokator

Od tygodnia mieszka z nami Jonas, a może Janos… my – jeśli po imieniu –nazywamy go Janusz. Nasi Szwedzi wyjechali na długie wakacje i zostawili nam swoją świnkę morską.

Znacie te historie, jak po powrocie z wakacji chomik odebrany od cioci okazuje się mieć inną płeć, a rybki pływające w akwarium są w nieco innym kolorze niż przed wyjazdem? Mamy jeszcze parę dni (do naszego wyjazdu, kiedy świnkę przejmą następni w kolejce), żeby świnkę utrzymać przy życiu. Z Maksem nie jest to proste, bo ten jak tylko zobaczył, że karmimy świnkę, zaczął eksperymentować i bez naszej kontroli dałby jej do zjedzenia nawet iPoda. Robi to z czystej sympatii, bo widać, że się polubili. Maks teraz codziennie rano i po powrocie ze żłobka wita się z Januszem: „Dzień dobry świnko morsko!”

Świnkę puszczamy po powrocie do domu na trawkę. Żre zielone niemiłosiernie i gdyby ją tylko przetrzymać w ogródku cały tydzień, obeszłoby się bez koszenia. Tylko, gdzie byśmy kupili przed wyjazdem takiego Janusza?

czwartek, 22 lipca 2010

‘Gdzie pójdziemy, jak wyśpimy?’


Skończyły się czasy, kiedy Maks uczestniczył w życiu rodzinnym nieświadomie. Oto przed Wami bardziej dojrzały Maks, który lubi wiedzieć, co będziemy robić po powrocie ze żłobka, co się stanie jutro i gdzie pójdziemy w sobotę. Bez tego trudno go przekonać, że trzeba już wstać (po siódmej od poniedziałku do piątku), skończyć zabawę i pójść do kąpieli (codziennie ok. 20) albo zjeść cały posiłek (rano, w południe, wieczorem). Na szczęście dni tygodnia przećwiczyliśmy już jakiś czas temu, dzięki czemu omówienie tygodniowego planu zajęć nie nastręcza większych problemów.
Konwersacja z minionej środy:
- Tatooo... (strasznie to lubię, jak do mnie się tak zwraca). Gdzie pójdziemy, jak wyśpimy?
- Jutro jest czwartek. W czwartki idziemy do dzieci.
- A potem?
- Potem? No, co robimy w piątek?
- W piątek idziemy do dzieci?
- Hmm. Tak jak w poniedziałek, tak jak we wtorek… pamiętasz, wczoraj byłeś u dzieci. Dzisiaj też bawiłeś się z nimi w ogródku. A dziś jest środa. A po piątku będzie…
- … sobota… w sobotę jedziemy na duży plac zabaw? Na rurkę?
- Tak. A w niedzielę… gdzie pojedziemy… jak myślisz?
- Na baseeeeeen! Jupi-jej! (powtarza to ostatnio dość często – wydaje mi się, że jeden z jego zabawkowych młotków wydaje taki odgłos).
- Ale żeby mieć siłę na pływanie musisz się wyspać, a rano zjeść pełną michę. OK? No to dobranoc.
- Dobranoc – odpowiada, by po chwili zacząć od nowa – Tatoooo… A gdzie pójdziemy, jak wyśpimy?

poniedziałek, 19 lipca 2010

Urodziny

Gdzieś pomiędzy drugą turą wyborów a końcem mistrzostw w RPA Maks obchodził swoje 3-cie urodziny. Impreza kameralna, jeśli oczywiście za taką uznać grupę prawie dziesięciorga dzieciaków w wieku od 2 lat wzwyż. Uff. Maks nawet nie przypuszczał, że w naszym ogródku może stanąć prawdziwa trampolina, na której uwielbia skakać. Tata też próbował, ale obserwatorzy donieśli, że dno trampoliny w tym czasie prawie dotykało ziemi, więc żeby nie kusić losu...


Imprezę, ze względu na panujące w tym dniu (miesiącu!) warunki atmosferyczne, okraszono lodami i wszelkiej maści napojami chłodzącymi. Nie grillowaliśmy, bo nie było pewności, co do tego, kto kogo grilluje, my kiełbaskę, czy ona nas.

Po głosowaniu 20 VI i 4 VII, przez dwie kolejne niedziele upierał się, żeby jechać do ambasady na wybory. To się nazwa prawdziwie obywatelska postawa. Bo żeby sobie czasem poprzeklinać przed telewizorem, trzeba najpierw postawić krzyżyk w kratce większej bądź mniejszej (sic!).

Nie wiedzieć jednak czemu, Maks generalnie olał mistrzostwa, choć w naszym domu nie tylko tata, ale i mama chętnie je oglądają. Jego stosunek do gry na trawie wynika zapewne z tego, co oprócz kopania piłki na trawie robić można.