środa, 18 sierpnia 2010

Mistrzostwo świata

Prawdziwe mistrzostwo świata, oczywiście nie mające nic wspólnego z mundialem sprzed miesiąca – to wyjazd na wakacje i chwilowe porzucenie dziecka. Nie mam na myśli pozostawienie potomstwa pod sklepem lub w sklepie, ale przerzucenie ciężaru całodobowej opieki na babcię. Żeby nie było – babcia BARDZO chętnie w takowym procesie uczestniczy, a przy jej boku Maks znowu staje się najbardziej uroczym dzieckiem na świecie, takim co to nie marudzi, wszystko je za dwóch, dobrze śpi, jest grzeczny itp. W tym czasie pozbawieni tego szczęścia rodzice udają się na zasłużony kilkudniowy wypoczynek celebrując zbliżającą się wielkimi krokami rocznicę ślubu. Ach gdybyście jedli z nami wczoraj kolację – mówię Wam: Mistrzostwo świata!

Oczywiście mama nie uśnie, jak nie zadzwonimy do lasu, gdzie z babcią pomieszkuje teraz Maks. Zwłaszcza, jak burza przechodzi za naszym oknem i cholera wie, czy u Maksa nie jest podobnie. Co te mamy mają, że nie mogą wytrzymać bez wiadomości nawet jednej doby. A tutaj tak przyjemnie i można się wyspać...

Po paru dniach szczęście nasze się kończy. Za parę chwil wyjedziemy i po paru godzinach zobaczymy się z Maksem. Jeszcze tylko spakować walizkę, do której wrzucimy czajnik, bo nasz - trudno uwierzyć - zaczął przeciekać, a ten w hotelu cudo - prawdziwe mistrzostwo świata.

Brak komentarzy: