wtorek, 2 grudnia 2008

Ma talent


Parę dni temu okazało się, kto ma największy talent nad Wisłą. Szczerze przyznam, że jakoś nie widzę Maksa zakładającego nogę na głowę, wbijającego gwoźdź do nosa, albo mruczącego jak gitara basowa... choć jest niezłym dźwiękowcem. Ale to nie oznacza, że nasz Maks nie ma talentu. Wręcz przeciwnie!

Bo jak inaczej nazwać umiejętność zakomunikowania mamie o śmierdzącej bombie? W niedzielę rano, zaraz po całym wysiłku - bo Maks robi się czerwony przy kupie - pokazał palcem na spodnie, powiedział 'kaka', a potem podszedł do półki, ściągnął świeżą pieluchę i podał mamie, uwierzycie?

Albo kiedy w sobotę położyliśmy go spać wieczorem - o ósmej, jak zwykle - to on cięgiem spał do 9 rano w niedzielę, uwierzycie?
Ale największy talent wykazuje przy przełykaniu tranu. Ja twierdzę, że to prawdziwe świństwo, bo trzy noce wietrzyliśmy kuchnię, kiedy rozlałem parę kropel. Mama mu wciska kit, że to niby syropek, Maks kupuje to w ciemno i bez mrugnięcia okiem połyka łyżkę. Ma talent.

Brak komentarzy: