piątek, 28 listopada 2008

Zakaz gadania

Taki Maks to właściwie cały czas nadaje. Bez końca mieli językiem, bulgocze, ślini się, mruczy i papuguje. Zwłaszcza to ostatnie nasilił niedawno i stara się powtarzać pojedyncze słowa. A że kiepsko mu to idzie, śmiechu u nas, jak to mawiają, co nie miara.

Bo np. słowo skarpetka wychodzi mu jak 'pepka', potem 'atka', a przy kolejnej próbie 'babka'. Próby nr. 4-10 kończą się takim samym rezultatem, co można tłumaczyć tylko tym, iż Maks uznał tę wersję za najbliższą oryginałowi.

Słuchać można tego bez końca, zupełnie jak jakichś Duńczyków albo Norwegów, których język nie różni się od tego, którym posługuje się nasz syn. Przez kilka dni obserwowałem wikingów i kropka w kropkę mówią po maksiowemu. Natomiast wysłuchanie choć krótkiej rozmowy w telewizji z udziałem tęgich głów jest dla mnie ostatnio nie do zniesienia.
Dlatego postuluję wziąć przykład ze Skandynawów. Nie proponuję drastycznych kroków i objęcia nauką szwedzkiego czy duńskiego wszystkich w tv. Ale tak jak w tamtejszych pociągach można by wprowadzić strefy ciszy. To by było. Ciiiiii.....

Brak komentarzy: