piątek, 6 lipca 2012

(nie)prawdziwe urodziny

Każde kilkuletnie dziecko pamięta datę swoich urodzin. Powinno przynajmniej. Jeśli nie docieka, kiedy będą („w końcu”) urodziny, czy lipiec jest po czerwcu, a listopad przed grudniem, to znaczy, że albo ma dopiero roczek i wszystko przed nim (Wami), albo … właściwie to nie ma drugiego albo.



Nie inaczej z Maksem, który datę 10 lipca ma wyrytą w głowie i na temat swoich urodzin raczy nas opowieściami od marca. Przy czym, skubany wie, że obchodzi je 2 razy: nieprawdziwe – to wtedy, gdy wypadnie sobota i będzie można zaprosić innych małych gangsterów i te prawdziwe, kiedy my mu złożymy życzenia. Babcia zdradziła, że niedawno się jej zwierzył i przyznał, że zawsze dostaje prezenty od innych, a rodzice to w sumie mu nic na urodziny nie dają. Czy rzeczywiście sam to zauważył, czy to babcia wypatrzyła, że rodzice wycwanili się – niech rozstrzygnie historia, fakt faktem, że będziemy musieli coś wykombinować – a Maks powiedział, że generalnie czeka na jakiś duży prezent. Może czterotomową encyklopedię? Nie wiem, mam nadzieję, że mama wymyśli – z natury mamy lepiej szukają prezentów.


Tata co najwyżej wymyślić może fontannę w ogródku na przyjęciu urodzinowym.

Sto lat synku!

Brak komentarzy: