poniedziałek, 17 września 2012

Caly ten cyrk

Kto nie pil w ostatnich dniach czeskich trunkow z latwoscia zauwazy, ze ponad 5 lat minelo od naszej wizyty szpitalnej, w czasie ktorej na swiat przyszedl Maks. Z niewyraznych - czas leci - wspomnien taki scenariusz na jutro sie rysuje. Rano ja po sniadaniu, mama bez, jedziemy do szpitala. Tam mierza cisnienie 120 razy, tak zeby wyszlo 120 na 70. Potem rozbieraja mame, choc rownie dobrze ja moglbym to zrobic, ale jak juz personel szpitala ma wyplate, to niech i ma zajecie. Mama dostaje przecudnej urody pizamke, zdjecie w ktorej moznaby bez problemu zamiescic w kobiecej prasie w dowolnej rubryce np. Reportaz 'Na balu celebrytow', albo Porady cioci Ziuty czyli co ubrac, a czego nie na stodniowke, albo dla tych o silnych nerwach 'Przemoc w rodzinie'.
Jak juz sie zwolni stanowisko wydawania potomstwa, jak dotad w szpitalu nie ma samoobslugiwych stanowisk tak popularnych w niektorych sklepach, zaczna mame czarowac. Maja swoje metody na wyciagniecie z niej informacji na temat prawdziwej wagi, po to zeby dawka uspokajacza byla wlasciwa i przypadkiem w trakcie otwierania suwaka nie wybiegla z sali.
Kiedy juz wszystko bedzie gotowe, tzn. sala i mama, odnajda mnie na korytarzu i zapytaja w lokalnym narzeczu, a potem w bardziej zrozumialym jezyku, czy aby na pewno mam wykupiony bilet w pierwszym rzedzie, bo przedstawienie zaraz sie zaczyna. Kiedy pokaze im ostatnio oplacone faktury i wyciag z banku potwierdzajacy wykupienie rocznego zapasu pieluch wpuszcza mnie do srodka zastrzegajac, ze jakbym sie mial zle poczuc, to wylatuje szybko za drzwi (ktos mi pewnie pomoze, bo za drzwiami ciagle bede na terenie szpitala) - bo co jak co, ale to jest teatr jednego aktora.
Potem usiade za parawanem kolo mamy wystraszony bardziej od niej bo bez znieczulenia (przed poludniem nie wypada) i na szczescie nie zdazymy jeszcze zaplanowac najblizszych swiat, jak juz bedzie po wszystkim.
Taaaa...
Wtedy sie zacznie.

Brak komentarzy: