poniedziałek, 22 czerwca 2009

Ste morda kaj pozabili?



Jeśli tylko czegoś zapomniałeś, to pewnie w Ljubljanie. Oj wiedzą, jak się tu bawić. Ktoś powiedział, że studenci to największa grupa społeczna w tym mieście i widać to na każdym kroku. A doświadczenie własne podpowiada mi, że to najlepsza rekomendacja do zabawy. A czyż może być lepsze miejsce niż nad rzeką, pod parasolem jednego z tysiąca barów opodal placu Prešernov, na którym w czerwcu wystawiają Jezioro Łabędzie Czajkowskiego. I to wszystko w tygodniu, nie czekając na weekend.

Z domu mama donosiła, że Maks jak tylko wstał po moim wyjeździe od razu: "papał tata!" - skąd wiedział? Mały skubany sporo czai, nie wiedzieć skąd. Dużo też miesza, bo jak się nauczył "idziemy na lody" to teraz lody to dla niego "nalody".

W takiej Ljubljanie nawet Maksio by sobie dał radę, bo woda to voda, chleb to chlieb a duże piwo to velke pivo. Trzeba, oj trzeba, uważać na ulicy, bo np. polskie k.mać brzmi identycznie. Gorzej, że nie można by się z Maksem wybrać na tutejsze wyśmienite "nalody". Ale tylko dlatego, że sprzedają je na kupy...

2 komentarze:

Galllena pisze...

A ja bym zjadła taką "kupę lodów" gdyby było cieplej... :-)

Anonimowy pisze...

a u sąsiadów z południa (czyt. Czechów) nasze "szukać" to "pan panią może poszukać, po waszemu przelecieć, ale bardziej wulgarnie" (jak młodzieży szkolnej subtelnie tłumaczył pan przewodnik).
Nie dziwota, że chłopaki usłyszeli reprymendę, kiedy tłumaczyli tubylcowi, że "szukają toalety". Daje zacnym Czechom to słówko po uszach jak najgorsze przekleństwo :-)