sobota, 13 lutego 2010

Kogut za barana

Sporo się u nas działo przez ostatni miesiąc. Akcja pod kryptonimem „Nowy domek” weszła w finalną fazę. Pożegnaliśmy stado baranów za oknem, tym razem to my spakowaliśmy walizki, właściwie to tysiąc walizek i przenieśliśmy się około 10km na północ.

Od 1 lutego śpimy pod nowym dachem, jest cieplej, Maks ma swoją łazienkę, a tata co rano słyszy koguta, który mieszka prawie na wyciągnięcie ręki. Na jego (koguta) szczęście to ‘prawie’ wynosi kilkanaście metrów, bo tata by go z pewnością udusił. Maks, człowiek o absolutnym słuchu ma pokój po drugiej stronie, więc generalnie koguta zlewa. Póki na dworze mrozy i okno zamknięte, to i my kogutem aż tak się nie przejmujemy. Ale co będzie latem, kiedy w leniwą sobotę, lub niedzielę zapieje nam sąsiad wprost w otwarte okno o piątej nad ranem?
Dziadek mówi, że wystarczy trutka, ja skłaniam się ku śrutówce. Pomieszkamy, zobaczymy.

Maks i życie na kartonach

1 komentarz:

edyta pisze...

No to będziecie mieli wczesne pobudki:)