poniedziałek, 8 marca 2010

Kto ma zieloną kurtkę

Każdy łikent niesie ze sobą straty. Czasem materialne, na które nie zwracamy na razie uwagi - dopóki nie brakuje naczyń, a lampy są poza zasięgiem kończyn Maksa, czasem te gorsze – tzw. obrażenia cielesne. Te trafiają się wyłącznie Maksowi, bo ani mama, ani tata nie biegają po domu z prędkością bolidu Kubicy, nie skaczą ze schodów, nie brykają przy stole i zawsze patrzą pod nogi, zwłaszcza tam, gdzie zaczyna się dywan.


Tym razem ucierpiała dolna warga i nos, z których jednocześnie poszła krew przy zabawie samochodzikiem na kolanach – nie pytajcie, jak to możliwe, bo nie widziałem.

Kiedy kwadrans później udało się zapomnieć o wypadku (zasługa jajka niespodzianki) i wychodziliśmy na spacer, odbyliśmy tę oto dziwną rozmowę:

- Przyjdź do mnie i ubieramy się – zaczynam. – Ale masz ładną kurtkę…
- Taaa – potwierdza. – Maksio ma ładną kurtkę. A tata też ma ładną kurtkę.
- Dziękuję synku. Tu masz swój zielony szalik. Pasuje do kurtki. Też jest zielona.
- Taaa. A taty kurtka nie jest zielona – stwierdza mały człowiek.
- Zgadza się. Twoja kurtka jest zielona, a moja nie.
- Nie! MOJA kurtka jest zielona – uściśla Maks.
- Tak. Twoja jest zielona, a moja nie jest.
- Nie, twoja NIE JEST zielona!!!! – tu Maks robi się czerwony – To MOJA kurtka jest zielona, a twoja nie jest zielona.
- Maks, przecież mówię to, że TWOJA jest zielona, a moja nie.
- NIEEEEEE! To Maksio ma zieloną kurtkę. Tata nie!
- No właśnie. Twoja jest zielona, moja nie.
- NIEEEEEE! Buuuuu, to moja jest zielona, buuuuu...

Pojawia się chór grecki pod postacią mamy, który kończy przedstawienie: - wyjdziesz z nim dzisiaj na ten spacer?

Brak komentarzy: