poniedziałek, 17 marca 2008

Metka na mecie

Przysmak Maksa to metka. I bynajmniej nie chodzi o wyrób mięsny wytwarzany z mielonej, surowej wieprzowiny - gatunek kiełbasek charakterystyczny dla Wielkopolski [wikipedia]. Maks parę tygodni temu odkrył, że najlepszą (czyt. najsmaczniejszą) częścią zabawek z rodziny pluszaki, jest metka. Co z tego, że stwór jest jaskrawożółty, albo wściekle zielony z pomarańczowymi łapkami i uszkami. Nudna, biała metka z informacją nt. prania i nieodłącznym niestety 'made in China' wygrywa. Kiedy podczas przebierania łapie swoją piżamę, bez trudu znajduje metkę i spróbuj mu odebrać zdobycz. Do niedawna, kiedy jeszcze spędzał czas na macie, przynajmniej 20 minut dziennie przeżuwał jej metkę, niewiele mniejszą od samej maty.

Teraz mata odrzucona w kąt, bo za mała. Świat jest przecież znacznie większy i ciekawszy. Maks coraz swobodniej porusza się (przeczołguje) po podłodze, zarówno do tyłu jak i przodu. Ciekawy świata zaczyna sięgać, gdzie tylko może (prawdopodobnie w poszukiwaniu metki). Już teraz zaczyna procentować zabezpieczanie kontaktów przed wścibskimi rączkami. Ciekawie prezentuje się widziany z wysokości 40 cm stół i krzesła. Ich nogi są niebezpieczne dla małej głowy Maksa, zwłaszcza kiedy próbuje raczkować i rzuca się szczupakiem do przodu. Jak sprinterzy na 99 metrze.


Zbliża się wielkimi skokami Wielkanoc. Dzieciom zając, kicając, przynosi prezenty. Rodzice, ciocie, babcie zastanawiają się, co wybrać pociechom. Podpowiadam: zabawki, których metki są większe od Gazety Wyborczej.

1 komentarz:

Joanna pisze...

Raf,
To jest super. Keep on writing, Churchill też dostał Nobla z literatury!!!
Pozdrowienia dla Mamy, Taty i Maksa! Maks is the best!