poniedziałek, 20 października 2008

Ucho od śledzia

Gdyby to, co niewidoczne gołym okiem, można było dojrzeć, w żłobku Maksa widać byłoby miliony skaczących wirusów. Oczyma wyobraźni widzę brygady malutkich wirionów, każdy w białym kapsydzie i z wiadrem kwasu nukleinowego. Na czele największy z nich - generał Mimiwirus wydający srogim głosem rozkazy do ataku kolejnych maluchów.

Wszędzie ich pełno, na podłodze, na stoliku, na parapecie i w talerzu zupy. Generalnie wszędzie tam, gdzie się szwęda po żłobku Maksio. Nie jest taki mały, a już na pewno taki głupi, żeby łapać wirusy na ochotnika. Ale co z tego, że nie liże podłogi ani poręczy, skoro opętany generał i dzielne zastępy jego wirusów atakują podstępnie i wskakują do gardła, kiedy ziewa i do uszu, kiedy słucha pani.


No i mamy klops, tzn. zapalenie ucha. A za oknem jesień, sezon chorobowy w pełni. Rany Julek!

Brak komentarzy: