piątek, 14 listopada 2008

Tylko mama



No i dopadła nas typowa dziecięca, histeryczna, żałośnie wredna, paskudna, nie do zniesienia dla taty i w ogóle jakaś taka obrzydliwa postawa młodego pacholęcia, która objawia się w bezwarunkowym uwielbieniu rodzonej matki przy jednoczesnym, całkowitym odrzuceniu miłości ojcowskiej.

Owszem, tata jest cool, jak przyjedzie po południu zabrać ze żłobka, poprzewraca się na dywanie i pomoże wejść na zjeżdżalnię. No i w niedzielę, kiedy zabierze na huśtawkę.

A pomyśleć, że jeszcze do niedawna miałem dalekosiężne plany wspólnego wypadu na ryby (choć jak do tej pory nie łowię), na grzyby (na razie byłem tylko raz, dlatego mogę mieć wątpliwości przy każdym znalezisku), albo przynajmniej do baru na zimne piwo i partyjkę bilarda (w tym mam ogromne doświadczenie ze studiów). Ale jak można z takim mazgajem, maminym przylepą wybrać się na męską wyprawę? Co będzie jeśli złowimy rekina, przywali nas dwustukilowy prawdziwek, albo biała bila zniknie w barowym dymie, a Maks najzwyczajniej zacznie: mamaaaaaaa?

Brak komentarzy: