niedziela, 18 października 2009

Sobota przyjeżdża passatem


Maksio bystrzak uczy się dni tygodnia. Najlepiej mu idzie po francusku - zatrzymuje się dopiero przed weekendem. Z kolei po polsku używa je z głową. Jedziemy rano do żłobka, a on: 'dziś jest środa, jedziemy do dzieci!' (w domyśle podczas weekendu dajemy odetchnąć paniom w żłobku). Najgorzej było w piątek. Przez całą drogę próbował mi wmówić, że 'jutro wtorek!'.
'Nie bądź wredny Maks, jeżeli jutro byłby wtorek zamiast soboty, to tatuś musiałby iść do roboty i byłby bardzo nieszczęśliwy, że po tylu latach znowu nie ma wolnych sobót.'
'Jutro sobota'.
'No widzisz. To naturalna kolejność. Dziś jest piątek, a jutro będzie sobota.'
'Sobota będzie...'

Mija doba, zrywamy sie z Maksem z łóżek, kiedy jeszcze na dworze jest ciemno, żeby nic nie tracić z wolnego dnia... Kiedy już zjedliśmy we dwóch śniadanie (mama spała), obejrzeliśmy 'Tomka i przyjaciół', zbudowaliśmy jeden garaż z klocków i przekartkowaliśmy parę książek, zrobiło się gdzieś tak po ósmej, więc z czystym sumieniem mogliśmy pojechać do sklepu po świeże pieczywko i na stację zatankować.
'Dziś jest sobota' - wygarnął.
'Brawo Maksiu, pamiętałeś!'
'Sobota pijechała!'
'Jak to przyjechała? Czym?' - zapytałem zaintrygowany.
'Sobota pijechała pasiatem'.

1 komentarz:

Edyta pisze...

Wow,jakie głębokie przemyślenie...