środa, 1 kwietnia 2015

Spóźniona relacja

"Nie wiem, od czego zaczåć" - tako rzecze babcia, zastanawiajåc się, co powiedzieć tym, co marznå i moknå w Polsce. 
Nam jest tu ciepło. 
O proszę: Felowi jest ciepło (po rzucie taty)
Maksowi też...

A na plaży (w niedzielę) Maks znalazł takiego mini krabika:
Biedaczek nie miał jednej nóżki. Maks sugerował interwencję rekina, ale ja tam nie chcę w to wierzyć. 

No wlaśnie, jesteśmy tu, gdzie ciepło. Temperatura w nocy spada do 20st C, a za dnia rośnie do 26-28. Ideał. Na dodatek morze, pardon: ocean (Maks mnie ciågla strofuje, że Atlantyk to ocean) raczy nas ciepełkiem w okolicach 23-24 st. Jest dobrze. Jest ciepło. 
Ale na poczåtku tak nie było. Przesiadka w Filadelfii opóźniona, bo musieliśmy dotankować po drodze (sic!). Zabrakło paliwa!!!! Lot do Miami bez nas, a my zamiast pocić się na południu na kość zamarzaliśmy w Filadelfii. Wiecie, że to tutaj boksował Rocky?!!!!!
Ale, ale. Bez marudzenia. Następnego dnia wsadzili nas do samolotu, a że mało miejsc, trafiliśmy do pierwszej klasy:
Dużo miejsca na zmęczone nóżki. 

O, a tak startujemy:


Żarcie przyzwoite, sztućce metalowe (nie cierpię foodporn photos, ale nie mogłem się oprzeć). 
Kabina pilotów przed startem. 

Zadowolony klient pierwszej klasy!

Klient sprawdza oparcie fotela:

Odezwiemy się później. 
Tymczasem dobranoc. 

Brak komentarzy: