niedziela, 4 maja 2008

M jak majówka

Przyjechali do nas Litwini (z nocnej wracali wycieczki...), ale nie ma to nic wspólnego z zawartą 439 lat temu Unią Lubelską. To bardzo mili znajomi, którzy mają małego Dominikasa - nowego kolegę Maksa. Chłopaki się polubili do tego stopnia, że poobgryzali swoje zabawki, a Maks podarował koledze nawet kilka pieluch.


Dominikas jest starszy o parę miesięcy - widać to zwłaszcza podczas lektury. Nie czyta sam, ale z wielkim zainteresowaniem ogląda każdy ruchomy element w dziecięcych książeczkach. Maks - inaczej - wyrywa i pożera. Nowy kolega testował zabezpieczenia przed potencjalnymi zagrożeniami czyhającymi na maluchy. Bramki przy schodach zdały egzamin, ale ta w ogródku na końcu stromego chodnika nie bardzo i mały Litwin zarobił siniaka godnego walecznego rycerza, który zapomniał założyć hełm. Zupełnie jak tata Maksa, który zapomniał założyć bramkę w ogródku.

Goście wyjechali w sobotnie popołudnie, a tata zaczął się przygotowywać do wieczornego maratonu. Właściwie pół-maratonu, bo 42 km biegłbym do rana i nie miałbym czasu opisać tego w blogu.

21 km polecam każdemu, kto chce zażyć trochę ruchu i utrzymać swoją wagę. Być może zawiniło 10 kanapek i 20 piw po biegu, ale pragnienie i głód były nie do zniesienia. Zważyłem się dzień przed i po, 1.52 godz. biegu i cytuję za nieśmiertelną Dosią: "nie widzę różnicy!" Więc po co biegać?



facet w niebieskiej koszulce z ograniczeniem "50" nad głową to tataMaksa

2 komentarze:

Galllena pisze...

Jak to po co? A satysfakcja? Tym razem nawet podwójna bo i z przebiegnięcia takiego dystansu, i z wypicia tylu piw oraz zjedzenia takiej ilości jedzenia... Pozdrawiam.

Unknown pisze...

Ty to masz pragnienie...