wtorek, 3 czerwca 2008

Maks rośnie


Rośnie nam Maks. To już nie ten nieporadny i pulchniutki maluch sprzed paru miesięcy, kiedy zaczynaliśmy bloga. Dzisiejszy Maks to szybki jak błyskawica, silny jak słoń, gibki jak kot i brudny jak prosię chłopak.

Coraz rzadziej smakuje przedmioty, za to potrafi się nimi bawić w cywilizowany sposób. Łapie samochodzik do prawej dłoni i przez dobrych kilka minut raczkuje z nim, mrucząc przy tym z zadowoleniem. Nie jest to brum-brum, którego staram się go nauczyć, ale z czasem nam się uda.

Jest pilnym obserwatorem życia codziennego, dlatego niektórych czynności nie wykonujemy przy nim ze względu na jego bezpieczeństwo. Jeśli otworzę szufladę, a Maks zauważy to choćby kątem oka, to po chwili spróbuje tam wejść i zamknąć się od środka.

Jak każdy maluch na początku swojej żłobkowej kariery Maks ma kaszel, który aż tak nam nie przeszkadza, bo często przypomina chrząkanie, jakby chciał powiedzieć „Halo, czy ktoś widzi, że ja tu jestem?”. Dziś rano jednak nieco przegiął, bo po wypiciu mleka tak sobie odkaszlnął, że zalał całego siebie, podłogę i nogi taty.
Teraz już wiem, dlaczego na filmach pokazują ubranych w koszule i krawaty tatusiów przy śniadaniu tylko z wyrośniętymi dziećmi. Młodsze osobniki wymagają ortalionowego kombinezonu ochronnego.

Brak komentarzy: