niedziela, 7 września 2008

Czy w Hadze padze?

Zależy od przyjętej definicji. Tata Mai i Staśka twierdzi, że prawdziwy deszcz leje poziomo, a wszystko co pionowo, to wcale nie deszcz. Jak dla mnie, to w Hadze leje co drugi dzień, bo padało w piątek, kiedy tam przyjechaliśmy i w niedzielny poranek wyjazdowy.

Staś z Majką wyprowadzili się do Hagi, bo wyrastali z kolejnych kaloszy, których nie było okazji nosić. Dlatego ich tata znalazł pracę w Hadze, bo tam często padze. A że dawno nie widzieliśmy się i mamy teraz znacznie bliżej jak do Wawy, wzięliśmy małego gruźlika i pojechaliśmy do nich.

Najlepsza rzecz, jaką mają w Hadze to plaża! Prawdziwa, z piaskiem i groźnymi falami. W ciągu paru godzin widzieliśmy tylko jednego śmiałka, który się zmierzył z chłodem wody, ale do spacerów wrześniowych idealna jest ta plaża!


Nie wiem, czy Maks skojarzył, że się kąpali z TĄ Mają parę miesięcy temu, Maja najwidoczniej go zapamiętała, bo odnosiła się do niego dość czule i głaskała po głowie, zwłaszcza kiedy płakał podczas wspólnej przejażdżki w przyczepce rowerowej.

Zresztą zdzierał gardło również w domu w ramach nocnych występów. Zupełnie jak koncertujący po zmroku Rolling Stonesi, darł się ‘I Can’t Get No’, domagając się większej czułości. Wstyd nam było za syna, bo mógł wszystkich pobudzić. Na szczęście nasi mili gospodarze przyjęli to ze zrozumieniem i przy śniadaniu w niedzielę Maks odebrał gratulacje za ósmego zęba!

Brak komentarzy: