środa, 3 września 2008

Spryciula jeden

W którymś momencie życia, maluchy zaczynają działać na przekór rodzicom. Z obserwacji dzieci w różnym wieku wnoszę, że to im zostaje na dłużej. Takie np. opuszczone nisko spodnie. Nigdy nie mogłem zrozumieć chłopaków ze spodniami dyndającymi w kroku, a tu proszę, Maks jeszcze nie wie, kto to jest skater, ale portki już odsłaniają pieluchę.


Przerabiamy od jakiegoś czasu rzuty. Zaczęło się niewinnie, sam podawałem piłeczki Maksowi, pokazywałem, jak trzeba się zamachnąć, a na koniec, żeby podkreślić efekt rzutu nauczyliśmy go wołać BAM! Załapał szybko i doskonali swoje umiejętności codziennie, spryciula jeden. No, ale ile można rzucać piłką?

Wyobraźnia Maksa podpowiada mu, że rzucić może wszystkim, co tylko złapie w rączki. W tej chwili katalog rzeczy zakazanych do rzutu (ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia, ewentualnie hałas) liczy przynajmniej trzysta przedmiotów jak klocki, telefon, niekapek, szampon, łyżki, miski i książeczki. Jednak największym wykroczeniem jest rzucanie jedzeniem. Nie tolerujemy marnowania
żywności i potępiamy każdy taki przypadek. Szeroki uśmiech Maksa oznacza, że nie należy się tym w ogóle przejmować.

I słusznie, bo jedzenie się nie marnuje. Dopiero wczoraj, kiedy wróciliśmy ze żłobka, zauważyłem, że Maks, towarzysząc mi w kuchni, wyjada kawałki pieczywa, sera, banana, które zrzucił wcześniej na podłogę. Bo ile można czekać, zanim tata zrobi kolację? Spryciula jeden.

1 komentarz:

Galllena pisze...

Oszczędny, nie marnuje jedzenia, łączy przyjemne z pożytecznym... nie dość, że ideał to jeszcze dobrze wychowany. ;-)