poniedziałek, 22 września 2008

Lokalne warunki

Na wakacjach trzeba dostosować się do lokalnych warunków. Np. jeść trzeba to, co mają na miejscu. Super przyjemne, kiedy się obiera na wakacyjny kierunek południe Europy i to jeszcze gdzieś nad morzem. Nie wszyscy tak robią, np. Amerykanie, żeby z takiej atrakcji nie korzystać wymyślili franchising, dzięki któremu big maca znajdą pod każdą szerokością geograficzną. Dodam, że pić też trzeba to, co lokalne, a że nie wypada wyjechać, jak się nie sprawdzi różnicy pomiędzy poszczególnymi winnicami, zdrowia trzeba tęgiego...

Aby było po co wracać do pracy, trzeba na wczasach wydawać pieniędze. Tu sprawę załatwia bezboleśnie atak plażowych sprzedawców obwoźnych. Asortyment, o którym nie mają co marzyć hipermarkety w połączeniu z dostawą do rąk (czy też kąpielówek) własnych. Dlatego po paru dniach wszyscy łamią się i pomimo początkowych oporów obwieszają się plastikowymi błyskotkami, leżą na nowych ręcznikach, sprawdzają godzinę na 5-cio eurowych rolexach i pilnują nowych parasoli. Natomiast ci, którzy są zmęczeni całodniowym okupywaniem (lub okopywaniem) mogą spróbować skuteczności chińskiego masażu, choć wysuszony, 40-kilowy Azjata nie daje nadziei na relaks.

Po plaży, zwiedzaniu i konsumpcji wieczornej wczasowicze co wieczór udają się na spoczynek. I tu niespodzianka. Może nie jestem specjalnie przywiązany do tradycji, ale dobrze jest znaleźć w łóżku kołdrę. Tymczasem tutaj mamy na wyposażeniu około 40 prześciaradeł na głowę, z których jak rozumiem należy sobie utkać pierzynę na wypadek chłodnej nocy, czyli dla nas co noc.

Naprawdę dba się tu o wypoczywających i żeby nam nogi nie wystawały spod takiej pierzynki, prześcieradła mają po 6 metrów długości, co stanowi istotną informację na wypadek, gdybyśmy chcieli znaleźć wyjście z łóżka przed południem. Miłego wypoczynku!



Brak komentarzy: