
Oczywiście nie okradaliśmy nikogo z owoców – takie numery z Maksem przerabiać będziemy dopiero za parę lat, jak będzie mógł o własnych siłach uciekać po ciemku przez 2-metrowe płoty.

Nie pozostaje nam nic innego jak wykupić abonament i jeździć tam co sobotę, po bezcenne chwile milczenia...
…i dzielnie natrudził się przy skręcaniu nowego…
… nijak nie chciał w nim potem zanocować. Kiedy obudził się w pierwszą noc, nie wiedząc, co się dzieje ('gdzie je kok?'), postanowił dopomnieć się o towarzystwo i oznajmił, że idzie do nas. Ponieważ zabawa w chowanego na naszym łóżku o trzeciej w nocy to zajęcie równie relaksujące jak rozmowa z prezydentem USA w piżamie, wytłumaczyłem mu, że za żadne skarby mu nie pozwolimy do nas wejść, bo mamy na łóżku bałagan (‘popatrz jaki tam bałagan, musisz spać u siebie, wiesz?’).
I nie pamiętam już jakiego argumentu wtedy użyła mama przed piątą nad ranem, ale pozbyliśmy się gada. Być może to było zmęczenie materiału. Pewnie tak, bo Maks nie odpuszcza i gdy tylko budzi się nocy, zaczyna wyć ‘do bałagana!’.