wtorek, 29 września 2009

Jabłka


Jak co roku we wrześniu pojechaliśmy w sobotę na jabłka do niedalekich (parę kilometrów) sadów jabłczanych. Tym razem Maks nie czołgał się po trawie – tak jak w zeszłym sezonie – tylko pomagał tacie i mamie znaleźć najlepsze jabłka na nisko zawieszonych gałęziach.
Oczywiście nie okradaliśmy nikogo z owoców – takie numery z Maksem przerabiać będziemy dopiero za parę lat, jak będzie mógł o własnych siłach uciekać po ciemku przez 2-metrowe płoty.
Wzięliśmy udział w zoorganizowanej akcji obrywania jabłek, za które na samym końcu i tak trzeba płacić, do tego wzięliśmy świeży sok, a Maks wmłócił muffinkę. Chcieliśmy nieco ograniczyć zbiory, ale Maks tak się rozochocił w zrywaniu, że wyszło tego 30 kilogramów. Wiedzieć Wam trzeba, że skubany mały je jabłka w ograniczonej ilości, dlatego to tata musi teraz dziennie konsumować parę, żeby tylko do świąt zrobić miejsce na pomarańcze w kuchni...

2 komentarze:

Edyta pisze...

Biedockststdny tata.....:)

Edyta pisze...

Miało być:biedny tata!To tak ze zmęczenia chyba napisało mi się coś takiego dziwnego:)...