sobota, 21 lutego 2009

Ciastolina

Maks chory. Mama chora. Tata niby już skończył, ale tego nie widać. Dlatego w tym tygodniu 1/3 z nas chodziła do pracy, 2/3 siedziała w domu. Z tego, co donosiła mama, Maks przeszedł samego siebie.

Najpoważniejsza oznaka choroby to brak apetytu. Ci, co widzieli kiedyś Maksa przy stole wiedzą, że to niezwykłe. Ma chłopak z czego zrzucić, a poza tym zaraz jedziemy odwiedzić obie babcie i tam nawtykają mu pierogów, gołąbków, cielęcinki...

Przy okazji mama i tata nieco odpoczną od Maksa, on odpocznie od ciastoliny. No właśnie, wczoraj, kiedy już poszedł spać, schowałem ją na strychu. To był pomysł mamy, żeby Maks miał ciastolinę i bawił się w artystę plastyka. Jakimś cudem zdołaliśmy go nauczyć, że to wiaderko z foremkami i ciastoliną ma zawsze stawiać na stoliczku, tam się bawić, a po skończonej zabawie, odnieść na miejsce. Ponieważ nie jest tak samodzielny, jakbym sobie tego życzył, trzeba mu pomóc usiąść przy stoliku, otworzyć wiaderko, wyciągnąć ciastolinę z pudełeczka, ugnieść ją nieco, pokazać jak zrobić konika przy użyciu foremki 'Horse', królika z 'Rabbita' a choinkę z ... choinki. Na samym końcu ciastolinę pozbierać, bo Maks ją rozrywa na małe kawałki, załadować do małego pudełeczka, żeby nie wyschła, przypilnować żeby załadował wszystkie foremki do wiaderka i pomóc mu zejść z krzesełka.

Na szczęście całą operację powtarzamy rzadko, nie częściej niż piętnaście razy na godzinę.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Witaj!:)
Moje synki mają prawie 22 miesiące,ale z ciastoliną jeszcze się nie odważyłam:)Już i tak wszystko poniszczone,a jakbym miała zdrapywać jeszcze ciastolinę z dywanu i mebli to już bym chyba nie dała rady:)
Tchórz ze mnie i tyle:)