piątek, 8 lutego 2008

Teoria spaceru


Starzy górale wiedzą, że dzieci powinny latać po podwórku i wdychać świeże powietrze. Lasów i pagórków nie brakuje w naszej okolicy, dlatego codziennie jesteśmy na dworze. Podejrzewam, że górale wyganiają dzieci, by w domu szkód nie było, natomiast Maks po prostu potrzebuje spaceru jak ryba wody. To najważniejsza część dnia, którą – jeśli wszystko idzie po myśli taty – syn przesypia niemal w całości.

Mamy dość wyraźnie określone ramy czasowe – między jednym posiłkiem, a drugim; środek lokomocji – sportowo-crossowy wózek z 3 dużymi kołami; zasięg – okolica w promieniu 5 kilometrów, żeby zawsze można było wrócić w przeciągu godziny (choć tata w kryzysowej sytuacji przekroczyłby dozwolone 50km/h w terenie zabudowanym). Sprzęt do zmiany pieluch nie jest potrzebny, bo przyjmujemy, że jeśli Maks zapełnia pieluchę na spacerze, to nie po to, żeby wystawiać mokry tyłek na zimowe powietrze. Nasz zestaw awaryjny to smoczek. Rzadko w użyciu, ale kiedy Maks jest mocno wkurzony i wdycha za dużo powietrza, to trzeba mieć czym zatkać buzię.

Zanim wychodzimy, mama smsuje: „Zimno jak ...” albo „Ale dzisiaj p...” i radzi „Weź drugi kocyk”, „Ubierz mu grubszy sweterek”. Typowa matczyna troska zderza się z typowym ojcowskim brakiem rozsądku, gdy idzie o ubiór dziecka. No bo przecież każdy ojciec wygoniłby na dwór pierworodnego w samej pieluszce, z mokrą głową i na boso.
(cdn)


PS. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję, iż Nadja wyjechała rano, a Maks znowu puścił do niej oko.

3 komentarze:

Unknown pisze...

Drogi Tatusiu ... może mleka z piersi sobie nie wiciśniesz, ale ciepły okład na piersi zawsze możesz sobie zrobić. :))))))))

tataimaks pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
tataimaks pisze...

jak najbardziej, jestem po pierwszym okładzie i czuję się niesamowicie :)