środa, 27 lutego 2008

Jak z bicza strzelił


Kończy się luty. Kończy się zima. Kończy się powoli urlop wychowawczy.

Te dwa miesiące z Maksem pozwoliły mi uświadomić sobie, że taki mały człowiek to wielka sprawa. Owszem, małe ma rączki, drobne paluszki, a talię można objąć dłońmi. Ale już apetyt ma ogromny. Widać to przy jedzeniu i parę godzin później. Z kolei nieskończona ochota na zabawę sieje postrach wśród wszystkich przedmiotów znajdujących się w jego zasięgu, bo nic i nikt nie chciałby wpaść w jego szpony i co gorsza - dziąsła.

Docieramy się powoli z Maksem. On wie, że tata musi obejrzeć newsy rano, w południe i pod wieczór; wtedy należy zająć się jakąś rybką, której można wyrwać płetwę, albo gazetą, z której można wyjadać nagłówki. Maks wie, że w sytuacji kryzysowej może na mnie liczyć, bo doczytam wiadomości w internecie, kiedy już pójdzie spać. Ja nauczyłem się, że kiedy jego buzia jest buraczkowa, to właśnie zużywa się kolejna pielucha; że do kaszki stosujemy metodę 3 na 1, a do zupki 4 na 1. Przy okazji, gorąco polecam tę efektywną technikę karmienia: pierwsza cyfra (np. 3 dla kaszki) wskazuje ilość podanych łyżeczek pokarmu, a jedynka to zgarnięcie z brody tego, co wypadło. I tak do końca posiłku.

Uwaga, w przypadku wystąpienia koloru buraczkowego, liczenie powtarzamy, kiedy buraczek ustąpi.

1 komentarz:

Galllena pisze...

Świetny system. :-) Wykoszystam w przyszłości. Mam nadzieję, że po zakończeniu urlopu blog nadal będzie istniał?